środa, 15 września 2010

czy świat jest cały do przyjęcia? "confidence" c.d.

No to historię mamy przeczytaną i refleksję zebraną do koszyczka. Warta zastanowienia? Na pewno :). Motorem skutecznego działania i zmiany jest nasz stan umysłu: nasza wiara w sukces, poczucie bezpieczeństwa, nasze "tego pragnę i dam radę" i możesz sobie tu wpisać, co dla ciebie jest szczególnie ważne. A potem możesz wzbudzić w sobie ten stan (tak! to jest możliwe!) i pozwolić aby twoje ciało nauczyło się go i zapamiętało. Będziesz korzystać z tych zasobów dokładnie wtedy, kiedy będą przydatne i w ten sposób stworzysz dla siebie najlepsze warunki do osiągania wyznaczonych celów. Nie potrzebujesz wygranej na loterii!

Ok. to jedna strona medalu. Przyszła ci do głowy jeszcze jakaś refleksja po przeczytaniu tej opowieści?

Strona medalu. Są dwie. Biała i czarna?

Druga strona zatem: szaleniec, który wierzy, że jest bogaczem tego świata. Jest tak spójny w tym, że w 100% przekonywujący. Odizolowany od świata, wyrywa się do niego i niesie pomoc. Realną. Szaleniec pomaga biznesmenowi! Niczym anioł. To prowadzi do głębokiego zastanowienia się nad ludzkimi podziałami:  zdrowe - niezdrowe, potrzebne - niepotrzebne, dobre - złe, życie - śmierć, ciało - duch... zwodnicze podziały?... ale, ale wróćmy "nad poziom morza".

Więc zobacz, rozejrzyj się: skąd może nadciągnąć pomoc dla ciebie. Kiedy jej potrzebujesz - jest! Wystarczy ją zauważyć i przyjąć. Nawet z najodleglejszych stron. Może ze świata, którego nie zauważasz na codzień, ba! a może ze świata, którego najchętniej byś sobie nie życzył w pierwszym odruchu i który izolujesz od siebie. Cóż dalej napisać, żeby nie popaść w geograficzną depresję? :) Tyle wystarczy, i tak dobrze już wiesz o co chodzi. Jesteś bezpieczna :)




2 komentarze:

  1. Hej Joasia,
    no podoba mi się bardzo :)
    Tak trzymać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyta mi się to doskonale, bo z racji wyuczonej profesji lubię swobodne skojarzenia i wyszukanie sensów. To taki trening mojej kopułki. Bardzo przyjemny. Niestety, Joyce napisał za mało... Dobrze mi się pływa w Twoich tekstach, czasami przyjemnie kołyszą, ale bywa, że trafiam na coś twardego. Auć! Rozbijam się od czasu do czasu o moją niewiedzę o tych wszystkich twoich sarnach, wielorybach (i co tam jeszcze masz w menu). Mój świat jest inny, czasem XIX-wieczny. Przesadziłem? Ok, prawda, bywa że bujam we wcześniejszych epokach. Nie przyswoiłem pewnych zagadnień i zamierzam ich nigdy nie przyswajać. Coaching? Nie lubię, jak mi się majstruje pod kopułką... To dla mnie ingerencja zbyt intymna. Takie majstrowanie pod kopułką wydaje mi się – hipotetycznie – równie przykre jak wizyta u androloga. Lubię zachowywać dystans. Tracę równowagę, gdy ktoś przekracza granicę mojego kręgu, który ma sporą średnicę. Przypadkowo spotkana znajoma ze studiów podaje mi rękę i stempluje ustami policzek. Zwyczajnie. Po przyjacielsku. Równowaga została zachwiana na kilka sekund i nie ma to nic wspólnego z nieśmiałością... To kwestia twardych granic terytorium i własności. Moje terytorium – mój krąg. Własność: kobieta <--> mężczyzna. W możliwie najbardziej tradycyjny sposób. Przedtradycyjny. Atawistyczny nieomal. Na tyle, że braki w środkach werbalnych należy nieraz uzupełniać drapaniem i gryzieniem (jeśli mogę odwołać się do rysia, kogokolwiek / jakąkolwiek cechę on oznacza, poza kotkiem zdolnym do polowania na jakąś „myszkę”)...
    Poczytam od czasu do czasu, jak coś mnie poruszy, zostawię tu ślad, ale bez linków zwrotnych. Mój adres znasz....
    Tym razem impuls do wpisu był związany ze stronami medalu, ale wstępne dygresje poprzedziły konkretną wypowiedź.
    Mój medal, a częściej moneta, ma więcej niż dwie strony. Medal może być zawieszony, więc może „pozostawać” w ruchu, a wirując ukaże Ci trzecią stronę – geometrycznie będzie ona kulista. Interpretacje zostawiam. Powiesz, że nie każdy medal ma trzeci stronę, bo taki medal na piersi już nie? Ma, ale to dłuższa opowieść. Moneta natomiast ma zdecydowanie trzy strony. Jeśli będziesz wystarczająco długo rzucać monetą, kiedyś wyrzucisz jej trzecią stronę. Ja wyrzuciłem w tym roku: „Wypadnie orzeł, biorę się za doktorat, a jak reszka, idę do agencji reklamowej”. W odpowiedzi usłyszałem: „A może zamienimy się rolami?” „OK. Jeśli moneta stanie na kancie”. I stanęła, gdy utkwiła w szparze między ścianą a podłogą. Zawsze mówiłem o tej trzeciej stronie – traktując to jako przenośnię, coś nierealnego: „Zagłosuję w wyborach: orzeł – pan X, reszka – pan Y... A pan Z? Jak moneta stanie na kancie”. Lepiej uważać kiedy wspomni się o tym kancie. To piękny przesąd. Będę go pielęgnował.

    OdpowiedzUsuń