piątek, 17 września 2010

Ty wbierasz. Sprawdzam!

Hasło "sprawdzam" wyjęłam chyba z pokera?
Nie jestem pewna, bo karciarą nie jestem. Naukę gry w brydża, w wieku kilkunastu lat wspominam jako mordęgę, swoją i rodziców. Nie mieli cierpliwości żeby mnie uczyć, bo po prostu chcieli grać a ja byłam "nabiegowo" szkoloną partnerką. Irytowali się, że to proste zasady i że powinnam łapać je w mig. A ja nic! Czułam presję konieczności szybkiego opanowania czegoś, na co potrzebowałam albo więcej czasu albo innego sposobu nauki. Wtedy, przy tamtym stoliczku nikt z nas nie miał tej świadomości więc spontanicznie "wzięłam winę na siebie" i zainstalowało się w moim umyśle OGRANICZAJĄCE przekonanie, że nie posiadam wyrafinowanych ;) zdolności do gry w karty. Nie nauczyłam się już grać w żadną "poważniejszą" grę karcianą, mimo że podejmowałam takie próby. Zawsze bowiem wiernie towarzyszło mi owo przekonanie, no i że "nic z tego nie będzie". I nic nie było. Skrycie jednak żałowałam, bo chciałam, zazdrościłam rówieśnikom, że razem grają, że umieją, że potrafią. Nic nie mogłam poradzić, przecież jak się nie ma talentu to... pozamiatane.

Twoje przekonania, znajdują potwierdzenie w twojej rzeczywistości.

Nie gram w karty. No dobra, sprawa błaha i może tak zostać. Snu z moich powiek to nie spędza. Wręcz przeciwnie. Nie ekscytuję się grą w karty do bladego świtu. A taki obraz zapamiętałam z dzieciństwa. Wszystko w porządku.

Co jednak z innymi przekonaniami? Zacznijmy od tych najbardziej kłujących w oczy z kategroii: nie umiem, nie jestem, to nie dla mnie, nie mam talentu, nie mam zdolności. Bywa, że na pierwszy rzut oka nie wzbudzają w nas podejrzeń. Nie mam wyobraźni przestrzennej? Nie mam, taka jestem. Nie mam zdolności copywriterskich? Nie mam, taki jestem. A co będzie kiedy poszperamy dalej? Masz talent do języków obcych? A do prowadzenia samochodu? A do wystąpień publicznych? A do bycia kierownikiem zespołu? Uuuuu... teraz robi się goręcej. Czujesz? A ty w ogóle umiesz pływać? :)

Dobra, resztę zostawiam już tobie. Wypisz na kartce swoje: te które przyjdą ci do głowy. Z trudem uzbierane ;) trzy pierwsze weź pod lupę. Myśląc o nich, zadaj sobie kilka pytań w stylu:
Jak mnie ogranicza takie myślenie na swój temat? Czego w związku z tym nie robię, co bym chciała? Co jeszcze wynika z tego, że tak właśnie myślę? Rozejrzyj się po kontekstach, pozwól sobie na skojarzenia.
I co? Ograniczają? Widzisz ile jest twoich fajnych rzeczy, tylko z dopiskiem "nie"?

Poczekaj, poczekaj, to nie koniec zabawy. Weź tę kartkę przed oczy raz jeszcze i zadaj sobie takie pytania:
Co z tego mam dobrego, że tak sobie myślę na swój temat? Jakie z tego czerpię korzyści, jakie zyski? Po co mi to? No... rozejrzyj się po kontekstach, pozwól sobie na skojarzenia.
Pojawiają się odpowiedzi? Szczerze? Taaakkk! :)

Dobry świat się na to zgodził, kiedy uwierzyliśmy w nasze ograniczające przekonania. Do jednych przywykłyśmy, porzucając po drodze być może ciekawe wyzwania, inne jednak nadal nas palą, uwierają i blokują wciąż żywe pragnienia. Póki więc czujesz ten dyskomfort, dziękuj swemu ciału, za wskazówki jakie tą niewygodą podsuwa: zmieniaj, bo to dobry czas na zmianę.

Możesz wierzyć, w co tylko zechcesz, również na swój temat i realizować marzenia. Świat już jest. Gotowy. Zmieniaj swoje ograniczające przekonania. Są na to sposoby!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz