środa, 27 października 2010

porada od mrówki

Bywa, że masz bardzo, bardzo dużo pracy. Ja od kilku dni tonę w papierach. W fakturach! Praca nie wymaga wysiłku intelektualnego, ale na pewno dużego skupienia i skrupulatności. Inaczej robię błędy, których wytropienie kosztuje mnie dodatkową energię i dodatkowe emocje. Wrrrr!!!!. Sytuacja nie jest niezwykła. Pochłonęły mnie obowiązki, związane z moją pierwszą pracą w agencji reklamowej. Póki więc nie stanie się drugą - zawalona robotą, trochę ją przyzoomuję.

Dodaję nowy element. Z metapozycji – czyli trochę jakbym obserwowała siebie z boku – przyglądam się, jakie warunki są dla mnie optymalne do wykonywania tej mrówczej wrr! pracy. Wprowadzam je i sprawdzam jak mi idzie i jak się z tym czuję. Otwarte czy zamknięte drzwi do pokoju? Muzyka włączona czy całkowita cisza? Krótkie, lecz częste przerwy, czy też praca „ciurkiem” ile dam radę a potem odpoczynek? Do tego poproszę jedną poradę od mrówki. Z jednej strony wszystko to wydaje się dość błahe, prawda? Często, bez większego zastanowienia umiemy zadbać o siebie osiągając względny komfort. Pomagają nam w tym nieocenione negatywne emocje, z których chcemy się wyswobodzić.

Powiedz mi, czy jednak nie jest tak, że doświadczając trudnych uczuć wcale nie robisz tej najprostszej w świecie rzeczy – nie dbasz wcale o siebie? Wkurzenie, irytacja czy złość skleja ci się z sytuacją, i rozlewa w nielubienie całego kontekstu? I wiesz, co? To też jest nawyk, automat. Pytanie, zatem: znielubić, a może nawet znienawidzić czy wprowadzić zmiany i…? Pamiętaj, chodzi o twoje życie! Nie wszystko u_da ci się porzucić. A co się da, to porzuć już dziś. Co z irytującą resztą?

Więc te dziecinne eksperymenty, zabawa „w lepiej, gdy ciepło czy lepiej, gdy zimno?” mogą ci pomóc odświeżyć nawyk odpowiedzialności za siebie. Tak, tak, to do tego prowadzi. Przy okazji – testując nowe sposoby – możesz sprawdzić, czy da radę zrobić coś więcej niż tylko osiągnąć względny komfort.

Dbanie o siebie warte jest zachodu.

Przypomina mi się takie powiedzenie „życie nie pieści, pieśćmy się sami”. Widzę w nim ziarno prawdy. Ty sam najlepiej umiesz zatroszczyć się o siebie, wszak jesteś ekspertką  do własnych potrzeb. To bardzo przyjemny obowiązek i twoja odpowiedzialność. Dojrzałość?
Stwarzaj sobie dobre warunki do życia: pracy, odpoczynku. Możesz się nawet pocoachować na tę okoliczność. Wprowadzaj zmiany. Testuj, modyfikuj, baw się. Życie będzie bardziej pieszczące i zdecydowanie mniej piszczące.

I teraz, chcę jeszcze słówko jedno, w sprawie recyklingu z poprzedniego wpisu. Wspomnieć o doświadczeniu, z którego wynika, że kiedy robimy rzeczy dla nas wartościowe, ważne, znaczące energii potrafi przybywać!

Życząc ci dobrego snu, pozostawiam pytanie: co ty na to, żeby całe życie było ważne, wartościowe i znaczące? We wszystkich swoich przejawach, tych spektakularnych i tych codziennych. Warte zachodu. Chcesz? Tak właśnie jest. Jestem pewna. Mrówka mi powiedziała.

wtorek, 19 października 2010

recykling

Wyobraź sobie, że dysponujesz konkretną ilością energii na wszystkie swoje aktywności. Powiedzmy, że masz na dzień i jakieś 100 jednostek energii. Zakładam, że jej ilość jest w pewien sposób skończona, jak skończony jest czas w ciągu dnia, od otwarcia oczu po zamknięcie ich znów do snu.

Każda twa aktywność: działanie, myślenie, mówienie czy czucie to – równocześnie - pobranie kawałka twojej energii. Zużywasz ją w ciągu doby: pobierasz – ubywa. Proste. Jeśli nie masz nic przeciwko możemy tak poeksperymentować. Wychodzą ciekawe rzeczy. Mam propozycję: zrób uważny spacer po swoim codziennym życiu. Poprzyglądaj się, na co zużywasz energię. Możesz na tym zakończyć to doświadczenie. Jestem pewna, że uszczknięcie z puli energii na taką właśnie zabawę będzie wartościowe.

Mam wszak jeszcze pewną wskazówkę. Jeśli chcesz. Podróżując uważnie po swoim dniu czy nocy rozejrzyj się, czego nie chcesz już podsycać własną energią. No i do dzieła. Odzyskuj cenne paliwo. Wybieraj, co zostaje, a co odchodzi.

Korzystam z tej wskazówki od jakiegoś czasu regularnie. Takie porządki w …? Nie wiem jak trafnie to nazwać. Wietrzenie głowy? Nie, to nie tylko to. Zbieram poutykaną po kątach energię. Przyglądam się skąd mogę ją odzyskać, z czego mogę już zrezygnować. Z czego wyrosłam, czego się nauczyłam, co przetransformowałam. Uczę się dokonywać świadomych wyborów, porzucać puste jak wydmuszki nawyki, które do niczego dobrego już się nie przydają, choć przez „bałaganiarstwo” zasilałam je swoją energią.

 W ten sposób rozstałam się z paleniem papierosów, oglądaniem telewizji, hołubieniem trudnych uczyć, dobijaniem się myślami… Dla mnie duży kaliber, chociaż… mam i większe działa. Przemilczę. A lista drobiazgów? Energia zbierana w kroplach? Caaaałe mnóstwo. Jest skąd zbierać i według mnie warto.

Po co odzyskuję energię? Bo jej potrzebuję, po prostu.  Zasilam nią nowe cele, nowe myśli, nowe zachowania, nowe uczucia. Wszystko to, co z uwagą – wartą życia – sama wybieram. I nawet, kiedy nie mam jasnego planu, jak spożytkować tę energię przekonałam się, że to dobry krok, aby coś nowego, wartościowego mogło się w życiu wydarzyć.

Wyjmuję energię ze starych sposobów funkcjonowania. Rozstaje się z nimi i w ten sposób tworzę miejsce na zupełnie nowe rzeczy we mnie. Wiem, że się pojawią, czekam spokojna. Z recyklingu mam przecież paliwo, które zasili rodzące się idee.

Doświadczam tego procesu namacalnie. Sprawdź czy będziesz mieć podobnie.


poniedziałek, 18 października 2010

ryś uszatek

Dawno, dawno temu mieszkał sobie w królestwie pewien książę. Wiesz, że to o tobie? Nie, no nie opowiadaj, przecież nie wiadomo. Taki sobie piękny książę. Nie gruby, nie chudy, nie nazbyt niski, nie nazbyt wysoki. W sam raz. I piękny był i mądry był w sam raz.

Familią królewicza rodzice wciąż byli, choć przecież lata temu z domu go już wyprawili. Dobrze się trzymała królewska rodziców para, lecz dawno wieści nawzajem o sobie nie miała. Sprawy jakieś... zbyt srogie?, tak się poróżnili, że Diworsowie dworscy wnet ich rozdzielili. Książę pielęgnował więc więzy rodzinne: wizytami – plastrami to u mamy, to u taty. Wracał ciastami – obładowany.

Najlepiej czuł się jednak we własnym królestwie książęcym. Od lat nic w nim nie zmieniał. Co podlewał to rosło, co zapomniał już uschło. Nic go tam nie zaskakiwało. Much nie lubił – nie wlatywały, zapachów obcych nie lubił – nie śmiały. Porządek (prawie) sam się utrzymywał. Ogień (prawie) sam w kominku się podrywał. Muzykę od lat książę miał wybraną – uznaną. A nowe różne filmy? Co tam masz? To dasz. Książę łaskawie oko królewskie zawiesi na 3D obrazku, do snu przed świtem do blasku.

Ukochanej książę nie miał. I ciągle tak powtarzał: a która to by mnie chciała, żadna by mnie nie kochała. Ale w to nie wierzcie. Chciały go piękne królewny, oj chciały. Starały się o niego, starały. I książę sam nie wierzył w te brednie, które mamrotał pod królewskim nosem. w lustrze ogromnym prężąc się, przeglądał się cały. Nic sobie nie zarzucał, nic sobie nie dokuczał. Uśmiechał się do siebie. Ależ jestem nie WSPANIAŁY!

Nie zdradziłam wam jeszcze, że w królewskim herbie złotem wytykany dzban pełen miłości był narysowany.

Zerkał książę, od czasu do czasu, na swój dzban herbowy. Ten prawdziwy, nienamalowany, po brzegi morza miłości pełny, złotem inkrustowany, muszelkami wysadzany. Tęsknym wzrokiem naczynie omiatał. Czule do niego przemawiał:
Ach, któraż to piękna istota swe usta w nim ze mną zamoczy. Z którąż to piękną królewną oddam się szaleństwu nocy. Z jakąż wybranką cudną ciebie dzielić będę? Kiedy przybędę? Co?! Książę się zakłopotał... zegarek poprawiał na znak niepoznaki, rym się wszak nie udał, wyszedł byle jaki!

Czas płynął, dni mijały, lata przepadały a dzban z miłości eliksirem nietknięty, wiecznie doskonały.

Książę czekał i czekał, cierpliwy był!? Nie do wytrzymania.

O! Lecz ty nie myśl sobie: od czasu do czasu zawrócił w sercu jakiejś białogłowie. Nie chciał nasz królewicz z wieczorami samotnymi się mierzyć, ale bardzo starannie, mocno się pilnował, żeby ani kropla ze złotego dzbana zastępczyni jakiejś nie była ofiarowana. Szczery był do bólu, kiedy tulił taką: nic ci dać nie mogę, uczciwość mą cnotą, a ciebie nie kocham, co poradzę na to? Lecz możesz być pewna, w herbie mym miłości dzban złoty – mam go mam, dam go dam! Lecz… która by mnie chciała, która ze mną wytrzymała…

Smutno w tym królestwie, tak wam powiem na końcu całej przypowiastki... dzbanek wciąż coś jęczy, że najprawdziwsza, jedyna, w gwiazdach zapisana, wyjątkowa to miłość będzie, nie do opisania................

środa, 13 października 2010

odwagi! daj się ponieść

Jeszcze nie pożegnałam się wcale z próbą przydybania kontroli w stanie jej puszczenia. Czy jeszcze walczę? Nie, ja się bawię. Wyobrażam to sobie jak układankę puzzle. Łapię w powietrzu mały element pasujący do całego obrazka, choć nie od razu wiem gdzie jego miejsce. Skąd do mnie lecą? Z różnych stron. Tym razem inspiracja prosto z wpisu na http://www.salesguru.pl/ o prostych rzeczach (w sprzedaży).

Odwaga. Wpada w moje ręce. To – zdaje się – musi być jakiś ważny element tej układanki. Dlaczego? Jeszcze tego nie wiem. Brzmi groźnie. Sprawdzę jak prosta może być odwaga, bo przecież na pierwszy rzut oka z prostotą mi się nie kojarzy.

Powracam do historii sprzed kilku lat. Oglądaliśmy razem zdjęcia z mojej podróży po Wenezueli. Emerytowany już wtedy nauczyciel geografii podziwiał na kolejnych slajdach urzekające piękno wenezuelskiej fauny i flory. Podzielał mój zachwyt w pełni. Jednak nurtowały go zupełnie inne kwestie:

To wy tak same pojechałyście? – tak, tak same;
We dwie tylko, na miesiąc i tak daleko? – we dwie i tak daleko;
I nic nie miałyście załatwione, żadnych noclegów, żadnego przewodnika? – nic a nic;
Same dziewczyny? – aha…
I wszystko to zobaczyłyście? Wszędzie tam byłyście? Dotarłyście? – no, stąd ta fura zdjęć;
Ależ ty jesteś odważna! – nie, nie, po prostu podjęłyśmy decyzję i pojechałyśmy!

Ten dialog przydarzył się nam podczas owego spotkania nie raz, nasączony jak gąbka uznaniem profesora dla naszej odwagi i moim poczuciem, że w tym odwagi specjalnej nie było. Jeśli pozwolisz tym razem pójdę na skróty, pominę wszystko inne a w zamian przytoczę to, co wtedy mnie olśniło, a teraz wraca z równą siłą:

Potrzebujesz tylko szczypty odwagi, do tego, aby podjąć decyzję, że właśnie zaczynasz. Tak naprawdę, to działanie ukierunkowane na twój cel jest kluczowe. Daj się ponieść przygodzie działania, realizowania kolejnych kroków planu, modyfikowania i ulepszania. Cokolwiek to jest, cokolwiek się wydarzy. Czyżby odwaga była skutkiem ubocznym tego procesu? Rodzi się niepostrzeżenie i częściej jest widziana oczami zewnętrznego obserwatora. Ty zaś celebrujesz życie, wkładając swoją energię w to, czym się właśnie zajmujesz.

Jeśli jest coś, co chcesz zrobić. Nie martw się czy starczy ci odwagi. Po prostu zacznij, zrób pierwszy krok. I czasami... daj się ponieść.


certyfikowana w Polskim Instytucie NLP - Master of NLP :))))

piątek, 8 października 2010

kuszenie

Wczoraj otworzyłam drzwi do tematu, który jest bardzo prosty a zarazem bardzo pogmatwany. Tak myślę. Już chcę zacząć tę opowieść, w moim ręku przecież sedno sprawy, czyżbym miała pod kontrolą puszczanie kontroli? Niemożliwe. Właśnie gubię się w gąszczu niejasności, złożoności. Znowu się wymknęła. Nie będę jej łapała. Zapraszam inne sposoby.

Co ty na to, żeby w ten przedweekendowy czas, pozwolić sobie na coś wyobrażeniowo - odprężającego? A przy tym pozbawionego kontroli? Będziemy puszczać i nie będziemy wiedzieć, co to dokładnie jest.(?) Zdamy się na intuicję, wyobraźnię, naszą nieświadomość. Ona będzie wiedziała, a my damy odpocząć naszej świadomości. Niech się tylko poprzygląda, co tutaj się będzie działo. Jak zechce może zapamiętać, jak nie zapamięta jeszcze lepiej.

Wiesz, mam ochotę powiedzieć do ciebie teraz żebyś zamknął oczy, usiadła wygodnie… i posłuchał…
Ale jak ty będziesz dalej czytała skoro masz do posłuchania.. słuchał skoro masz do przeczytania…co ja tu wyprawiam…

No to proszę, usiądź wygodnie i sobie trochę posłuchaj, trochę poczytaj i powyobrażaj. Głos mięknie, ścisza się. Możesz zaprosić siebie w ten świat. Zwróć uwagę na swój oddech, jaki jest teraz. Tak, w tej chwili, i nic z nim nie rób. Nie poprawiaj, nie reguluj, tylko zauważ, poczuj się przez chwilę od wewnątrz do wewnątrz. Podnieś głowę, już w wyobraźni i rozejrzyj się. Siedzisz sobie na drewnianym mostku. Wciągnij powietrze, rozchodzi się delikatny, choć specyficzny zapach bali, które latami przerzucone przez rzekę służą każdemu cierpliwie. Wokół duże drzewa. Stoją. Całkiem jest jeszcze zielono, choć przebija tu czy tam głęboki pąs na liściach. Widzisz słońce? Wiesz, że jest, bo czujesz ciepło na swoich plecach. W dole rzeka. Zapach wody jeszcze wplata się w zapachy, jakie do ciebie teraz docierają. Obok, na mostku stoi duży, wiklinowy kosz. W środku są różne rzeczy, ale ty nie wiesz, co tam jest, nie widzisz, wiklina gęsto utkana. Zanim sięgniesz ręką do środka kosza, spójrz na rzekę, list od wody wybrzmiewa, posłuchaj: przyjmę dzisiaj od ciebie 3 rzeczy, które zechcesz abym przyjęła. Cokolwiek do mnie wrzucisz, cokolwiek to będzie, zabiorę to od ciebie, przemienię łagodnie, przepłynę. Teraz, jeśli chcesz sięgnij do swego kosza. Nic nie wymyślaj, co chcesz rzece oddać, nie trudź głowy. Daj się intuicji, ona będzie wiedziała. Po prostu wymacaj ręką, co to jest, na co twa ręka natrafia, poczuj kształt i wyjmij. Spójrz. Jaki ma kolor, z czego jest zrobione, czy pachnie, czym jest lub co przypomina? Cokolwiek to jest właśnie jesteś gotowa, gotów, aby oddać to rzece. chlup! Spójrz jak płynie, odprowadź wzrokiem. Rzeka wie, co z tym zrobić. Może popłynie wartko, a może spocznie na dnie i tam łagodnie przeminie. Możesz sięgnąć do kosza i jeszcze dwa razy powtórzyć.

Rozejrzyj się. Jest ciepło i łagodnie. Siedzisz na mostku z bali, drzewa stoją zielone, wpatrzone. Weź głęboki oddech, poczuj zapach na języku jak smak. Otwórz oczy, tak, spójrz na mnie, hej, wiesz, właśnie zajęłaś się trzema sprawami. Jakimi? Nie wiesz? Nic nie szkodzi. Mniej masz na głowie. A i tak się zorientujesz, kiedy będzie czas. Rzeka je dla ciebie rozwiązuje. Twoja rzeka nieświadomości. Łagodnie i tak jak potrzebujesz, w twoim tempie.

Zrób sobie dzisiaj coś naprawdę przyjemnego, rozkosznego! Od_daj się intuicji………………..

czwartek, 7 października 2010

wszystko pod kontrolą

Zasada nr 3 – ucz się puszczania kontroli

Dlaczego nie napisałaś: zasada nr 3 - puść kontrolę? No, a wyobrażasz to sobie? Czyli co niby zrobić? Wstać od obiadu, popatrzeć po rodzinie i powiedzieć: od dzisiaj koniec, rzucam to wszystko! Albo wejść do pokoju managera i wykrzyczeć mu całą prawdę, jaki jest!

Ale tak na marginesie, chciałoby się czasami, co? Oj chciałoby się, wiem, wiem!

Puszczanie kontroli dość często kojarzy się z jakimś karkołomnym działaniem. Ostatnim aktem woli typu: podpalę swoje życie i zobaczę, co się stanie. Albo: skoczę sobie z mostu i bez kontroli ponapalam się chwilowym lataniem.

Puszczanie kontroli, ma wprawdzie w sobie zawarty akt naszej woli, ale i tak częściej wyobrażamy sobie dramatyczną jej utratę, jako utratę odpowiedzialności i pozostawienia spraw poza naszymi decyzjami i poza naszym wpływem. Brrrr!

Czy ktoś ma na to ochotę? Nie mówię, że nikt się nie znajdzie. Ja wszak się nie piszę!

Więc groźne dla życia przedsięwzięcie znalazło swojego wybawcę/oprawcę – pełną kontrolę.

Kontrolujemy wszystko wokół do tego stopnia, że nie zdajemy sobie z tego nawet sprawy. To ci dopiero utrata kontroli. Już nawet nie wiesz, że kontrolujesz!

Kojarzy mi się to z napinaniem mięśni brzucha. Czy wiesz, że dobrze jest dla twego zdrowia, aby brzuch nie był ciągle płaski, napięty i spięty? Wiesz o tym? Od czasu do czasu w ciągu dnia, w różnych okolicznościach połóż dłoń na swym brzuchu i sprawdź, w jakim jest stanie. Dowiesz się, jak często masz spięty brzuszek, choć o tym nawet nie wiesz. Ja odkryłam, że kiedy prowadzę samochód spinam brzuch, choć przecież wcale się nie boję. A kiedy jadę szybko, za szybko… to kamień…
Właściwie to odkryłam, że kiedy się koncentruję natychmiast jest spinka! Świadomie go wtedy rozluźniam, ale i tak, gdy tylko tracę czujność, hyc! brzuszek znów spięty.

Aaaa… o czym to ja w ogóle pisałam? Tak! Teraz już widzę wyraźnie powód, dla którego intuicyjnie porównałam kontrolę do napiętego brzucha.

Nauczyłyśmy się, że pełna kontrola to jeden z najlepszych sposób na udane życie, podobnie jak uwierzyliśmy, że płaski, twardy brzuch to ideał! Czyżby?

Będę kontynuowała temat, obiecuję! Mam nadziej poprzyglądać się, pomacać, i ponasłuchiwać jak to wygląda, o co w tym chodzi i co w trawie piszczy. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Puszczam się na żywioł!

znów jest nów, kres, dobry moment na puszczanie 

poniedziałek, 4 października 2010

miękkie lądowanie

Zasada nr 2 – pozwól sobie na zmianę (również) swego zdania


Jejku! Byłaś pewna, że wszystko wiesz w tej sprawie i kurcze!, że przemyślałeś to we wszystkie strony, i tyle lat tak właśnie robiłaś, i wierzyłeś, że tak ma być i basta…

Ocho! Co to? Nagle twoje zdanie drży w posadach! Czyżby groziła ci szansa zmiany zdania, sposobu działania? Tak w życiu czasem się wydarza. Przypominasz sobie?

Jeśli zmiana zdania to dla ciebie doświadczenie bolesne, smutne, niewygodne i …………………….
uzupełnij sobie, tak jak ci pasuje

możesz sprawdzić, dlaczego tak jest. Z czym ci się kojarzy „p o r z u c a n i e” własnego zdania. Specjalnie tak napisałam, ułatwiam ci zadanie, jak tylko potrafię. Te kłujące uczucia są w tobie, bo:

-…………………………
-…………………………
-…………………………

Potrzeba jeszcze linijek? Nie ograniczaj się, wyliczaj śmiało, co ci tam leży na wątrobie.
Im pełniejsza analiza, tym pełniejsza analiza.


Druga część zadania, jeśli masz ochotę. Strona mocy „zmiany zdania”.

Wyobraź sobie, że doświadczenie zmiany zdania jest dla ciebie przyjemne, radosne, komfortowe i …………………….
                          uzupełnij sobie, tak jak ci pasuje

możesz sprawdzić, kiedy tak się stanie. Z czym ci się kojarzy „p r z e o b r a ż a n i e” własnego zdania. Wiesz, dlaczego tak napisałam? Te miłe uczucia są w tobie, bo:

-…………………………
-…………………………
-…………………………
-…………………………

Znajdź tyle samo powodów i dodaj co najmniej jeden extra!


Sprawdź jak się z tym czujesz.  W razie czego zawsze możesz coś dodać. Wybierz, z której wolisz strony.

Dobranoc

sobota, 2 października 2010

bez trików i bez migania

Praktykujesz z powodzeniem swoje istnienie w świecie. Uczysz się słuchać siebie i innych ludzi. Robisz miejsce dla siebie, robisz miejsce dla innych. Możesz także doświadczać wymiany opinii i uczuć z innymi ludźmi w ważnych dla ciebie kwestiach.

A to kilka treningowych pytań dotyczących opisanego doświadczenia:

Co z tego dla mnie wynika?
Jaki efekt osiągam?
Jaką to przynosi mi korzyść?
Co jest dla mnie w tym trudnego?
Jak to znoszę? (uch, ciężko, bardzo ciężko)

To taki bilans zysków i czego? Właśnie, czego? Plusy – sprawa prosta – możesz je wzmacniać, rozwijać i cieszyć się, że są. A minusy? Cieszyć się? Jak myślisz?

Dzięki tym pytaniom i chwili coachingowej pracy nad odpowiedziami możesz odnaleźć w sobie obszary, które sygnalizują się minusami. I co z nimi? Do sądu i osądzić? A może dać im swoją uwagę, zadbać o nie i wesprzeć je? Co wybierasz?

Pan Dyskomfort. Pani Niewygoda. To dobre wskaźniki. Informatorzy, przewodniczki. Dowiadujesz się czegoś o sobie. Coś ci nie pasuje. Kiedy już wiesz, co to jest, możesz się o to zatroszczyć. W swoim tempie, tak jak ty potrzebujesz.

Na przykład ja – bo lubię coś o sobie wrzucić – kiedy piszę pracuję sama, w skupieniu. Tak jest dla mnie najlepiej. Nie dzielę się pomysłami, nie rozmawiam o nich. Siadam i piszę, czując jak niesie mnie moja wiedza, doświadczenie i intuicja. Czasem nawet jestem zaskoczona, gdzie mnie zaniosły drogie memu sercu trzy koleżanki. Jednak przydaje mi się twórcza rozmowa, kiedy już wszystko jest napisane, ba! Bywa nawet opublikowane. Czasem więc moje wpisy, ulegają metamorfozom. Dzięki spotkaniu z tobą. Bezcenne.

Zasada nr 2 - pozwól sobie na zmianę, również swego zdania