środa, 29 września 2010

zapalam świeczkę

Jestem córką Zofii, wnuczką Antoniny, prawnuczką Franciszki…

Koło czasu się obraca. Umarła moja babcia.

Jest cicho. Słychać tylko lekki wiatr. Zaczyna padać deszcz. Widzę niedużą polanę blisko miejsca, gdzie babcia Tosia spocznie. Pod wielkim drzewem, obok swego męża Józefa.
Przychodzą ci, którzy chcą. Z babcią związani więzami krwi, przygodą życia. Siadamy w kręgu a babcia jest razem z nami w samym środku. Śpiewamy wszyscy pieśń dla niej. Co śpiewamy? Aj! Sza! Chyba pastorałkę, bo ona lubiła pastorałki - taką o Wojtku, co biegał z workiem piasku. A potem jeszcze jedną pieśń, nie znam jej, ale szybko podchwytuję sercem melodię i słowa.

Robi się szaro, dzień już przygasa.

Chwila ciszy, skupienia. Ciocia Zosia, żona najstarszego syna babci zapala 13 świec. Otwiera nasze spotkanie. Teraz dla każdego jest chwila, kolejno, tak jak siedzimy. Każda dostaje swój czas wobec babci i gości aby  podzielić się ze wszystkimi tym, co jest w tej chwili do powiedzenia.
Jesteśmy różni. Widzę łzy spływające po policzkach i napięciem sparaliżowane ciała, widzę też miękkość i łagodność, niepokój i spokój. Jesteśmy różne.

Przychodzi moja kolej:
…Pamiętam nierówny podział pomiędzy wnuczęta groszków pomarańczowych, ze sklepu na krzyżówkach. Takie groszki to był rarytas. I babci miętówki? A może to dziadka były... Pamiętam picie mleka prosto z cycka krowiego i jak to niemiłosiernie łaskotało w język i z babcią to przecież było. Pamiętam jak babcia mieszkała z nami w Warszawie i jadła zamiast chleba wyłącznie białą bułkę, bo tak było zdrowo. I nie umiem na szydełku nic zrobić, ale babcia umiała. Na stole w salonie leży piękny obrus jej ręką robiony. Ten wielki dom ze swoją historią, przy rzece, Św. Antoni. Dwie córki? Moje ciocie, małe dziewczynki, które zmarły rozłożone chorobą. Babcię, której łamał się głos. Ostatnio ją przytulałam mocno, najmocniej. Babciu…Mój głos też się łamie, zostawiam tę chwilę na ciszę…

Przekazuję głos dalej.

Pierwszy cykl się domyka wraz z ostatnią osobą. Rozglądam się po twarzach. Wlała się w nie miłość. To takie proste. To widać. Jesteśmy różni? Czy aż tak bardzo?

Jesteśmy gotowi na spotkanie ze śmiercią, której dzisiaj, dzięki babci Tosi doświadczamy bez lęku.

Kiedy jest moja kolej, podchodzę blisko do trumny.
Wyciągam ręce. Babciu, jeśli chcesz dać mi wskazówkę, poradę, wyrazić prośbę, życzenie – przyjmuję ją i uszy nastawiam. Ja mam uszy rysia, a ten ryś w sercu moim zamieszkał. Przyjmę więc dar, który mi powiesz, prosto do serca.

Dostałam, przyjęłam, ukłoniłam się w podziękowaniu. Zapaliłam swoją świeczkę od 13 babcinych i postawiłam w kręgu na swoim miejscu. Usiadłam na swoim miejscu.

Drugi cykl się domyka wraz z ostatnią osobą. Rozglądam się po sercach. Wlała się w nie miłość. To takie proste. To widać. Jesteśmy różne? Czy aż tak bardzo?

Chowamy Antoninę w brzuchu Matki Ziemi. Obok jej męża, przy dużym drzewie, tak jak tego sobie życzyła. Jest ciemno, i cicho, wiatr i deszcz ustały. Czuję, że wiele tu przodkiń i wielu przodków jest z nami. Mam zziębniętą buzię.

A teraz? Biesiada na cześć naszej babci. Wiesz, co było do jedzenia? Gorąca zalewajka. Pewnie nie znasz takiej zupy. Jest pyszna, z ziemniakami i z grzybami. Potem smażona ryba z chlebem. I mnóstwo ciasta drożdżowego. Cuisine naszej babci. Buzia się rozgrzewa znów. Tańczymy, śpiewamy, jesteśmy. Długo w

Uhonorowaliśmy śmierć, wracamy do życia. Koło czasu się obraca.

Dziękuję Ci ciociu za zorganizowanie ceremonii pogrzebu Babci. Dziękuję za twą miłość, opiekę, wysiłek i oddanie.

Dziękuję Ci  również za poprowadzenie ceremonii w mej wyobraźni.

Z całego serca!

Joasia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz