czwartek, 30 września 2010

triki i miganie się

Zobaczę jak długo uda mi się pomilczeć w sprawie wyobraźni. I przejść na drugą stronę rzeki - bardziej matematyczną, bardziej proceduralną, bardziej mierzalną? Wygłupiam się trochę, ale uwierz NLP to nie tylko wizje w wyobraźni.

Zasada nr 1 – szanuj swój opór, uczucia, zdanie.

dialog wewnętrzny wyrwany z mózgownicy przypadkowego przechodnia:

obojętne: nie będę się wtrącała, bo teraz to już mnie nie obchodzi,
zrezygnowane: kijem rzeki nie zawrócę,
szydercze: szef ma zawsze rację,
pomocowe: nie będę dalej komplikował i tak już dość jest zamącone,
lękowe: nic nie mówię, nie chcę kłopotów.

Znasz któryś z tych modeli? Może jakiś pominęłam? A widzisz trik? Jakie są sprytne?

Co to znaczy dla ciebie, kiedy słyszysz takie zdanie: „szanuj swój opór, uczucia”? Gdybyś miała przełożyć to na język działania, to co byś robił aby uszanować swoje zdania, uczucia, opory? Co konkretnie?

Aha…Możesz zaczynać, jak to mówią: droga wolna!

Rób sobie miejsce w przestrzeni swojego życia. Ogłaszaj światu, kim jesteś, co myślisz, czego pragniesz a czego nie chcesz. Masz do tego pełne prawo, dane ci na starcie. Ucz się siebie, zmieniaj się i daj się poznawać innym. Zapraszaj i dziękuj (w sensie odmawiaj, nie dziękuj, uch! To znaczy dziękuj, zawsze dobrze jest podziękować).

Cena? dys_KOMFORT nagości. Zyski? NIEZMIERZONE. Naukowcy mierzą i mierzą - ulotne szczęście.

Weź głęboki oddech. Tu jest mnóstwo przestrzeni, związków, darów, niespodzianek a ty właśnie się pokazałeś więc jesteś widoczny; otworzyłaś więc możesz przyjmować. Teraz wszystko może się zdarzyć. Świat już wie, czego ci potrzeba. Chcesz?

Zapytasz może czy będzie prościej, łatwiej? A co masz na myśli? Że cię nie zaboli, nie poruszy, nie oskubie z tego czy owego?  Nie wiem, chyba niekoniecznie. Ale może się okazać, że utracisz jedynie zbędny balast, którego dźwiganiem i tak już byłeś zmęczony.

Wzbogać świat o siebie, o swoje istnienie. Nic więcej, nic mniej. Weź głęboki oddech.

środa, 29 września 2010

zapalam świeczkę

Jestem córką Zofii, wnuczką Antoniny, prawnuczką Franciszki…

Koło czasu się obraca. Umarła moja babcia.

Jest cicho. Słychać tylko lekki wiatr. Zaczyna padać deszcz. Widzę niedużą polanę blisko miejsca, gdzie babcia Tosia spocznie. Pod wielkim drzewem, obok swego męża Józefa.
Przychodzą ci, którzy chcą. Z babcią związani więzami krwi, przygodą życia. Siadamy w kręgu a babcia jest razem z nami w samym środku. Śpiewamy wszyscy pieśń dla niej. Co śpiewamy? Aj! Sza! Chyba pastorałkę, bo ona lubiła pastorałki - taką o Wojtku, co biegał z workiem piasku. A potem jeszcze jedną pieśń, nie znam jej, ale szybko podchwytuję sercem melodię i słowa.

Robi się szaro, dzień już przygasa.

Chwila ciszy, skupienia. Ciocia Zosia, żona najstarszego syna babci zapala 13 świec. Otwiera nasze spotkanie. Teraz dla każdego jest chwila, kolejno, tak jak siedzimy. Każda dostaje swój czas wobec babci i gości aby  podzielić się ze wszystkimi tym, co jest w tej chwili do powiedzenia.
Jesteśmy różni. Widzę łzy spływające po policzkach i napięciem sparaliżowane ciała, widzę też miękkość i łagodność, niepokój i spokój. Jesteśmy różne.

Przychodzi moja kolej:
…Pamiętam nierówny podział pomiędzy wnuczęta groszków pomarańczowych, ze sklepu na krzyżówkach. Takie groszki to był rarytas. I babci miętówki? A może to dziadka były... Pamiętam picie mleka prosto z cycka krowiego i jak to niemiłosiernie łaskotało w język i z babcią to przecież było. Pamiętam jak babcia mieszkała z nami w Warszawie i jadła zamiast chleba wyłącznie białą bułkę, bo tak było zdrowo. I nie umiem na szydełku nic zrobić, ale babcia umiała. Na stole w salonie leży piękny obrus jej ręką robiony. Ten wielki dom ze swoją historią, przy rzece, Św. Antoni. Dwie córki? Moje ciocie, małe dziewczynki, które zmarły rozłożone chorobą. Babcię, której łamał się głos. Ostatnio ją przytulałam mocno, najmocniej. Babciu…Mój głos też się łamie, zostawiam tę chwilę na ciszę…

Przekazuję głos dalej.

Pierwszy cykl się domyka wraz z ostatnią osobą. Rozglądam się po twarzach. Wlała się w nie miłość. To takie proste. To widać. Jesteśmy różni? Czy aż tak bardzo?

Jesteśmy gotowi na spotkanie ze śmiercią, której dzisiaj, dzięki babci Tosi doświadczamy bez lęku.

Kiedy jest moja kolej, podchodzę blisko do trumny.
Wyciągam ręce. Babciu, jeśli chcesz dać mi wskazówkę, poradę, wyrazić prośbę, życzenie – przyjmuję ją i uszy nastawiam. Ja mam uszy rysia, a ten ryś w sercu moim zamieszkał. Przyjmę więc dar, który mi powiesz, prosto do serca.

Dostałam, przyjęłam, ukłoniłam się w podziękowaniu. Zapaliłam swoją świeczkę od 13 babcinych i postawiłam w kręgu na swoim miejscu. Usiadłam na swoim miejscu.

Drugi cykl się domyka wraz z ostatnią osobą. Rozglądam się po sercach. Wlała się w nie miłość. To takie proste. To widać. Jesteśmy różne? Czy aż tak bardzo?

Chowamy Antoninę w brzuchu Matki Ziemi. Obok jej męża, przy dużym drzewie, tak jak tego sobie życzyła. Jest ciemno, i cicho, wiatr i deszcz ustały. Czuję, że wiele tu przodkiń i wielu przodków jest z nami. Mam zziębniętą buzię.

A teraz? Biesiada na cześć naszej babci. Wiesz, co było do jedzenia? Gorąca zalewajka. Pewnie nie znasz takiej zupy. Jest pyszna, z ziemniakami i z grzybami. Potem smażona ryba z chlebem. I mnóstwo ciasta drożdżowego. Cuisine naszej babci. Buzia się rozgrzewa znów. Tańczymy, śpiewamy, jesteśmy. Długo w

Uhonorowaliśmy śmierć, wracamy do życia. Koło czasu się obraca.

Dziękuję Ci ciociu za zorganizowanie ceremonii pogrzebu Babci. Dziękuję za twą miłość, opiekę, wysiłek i oddanie.

Dziękuję Ci  również za poprowadzenie ceremonii w mej wyobraźni.

Z całego serca!

Joasia


wtorek, 28 września 2010

wygaś stare, odpal nowe

Mam taką jedną metaforę. Myślę o niej po cichu - metafora wytrych. Stworzyłam ją w trakcie pracy z klientką na sesji coachingowej i zakorzeniłam w sobie, żeby już zawsze ze mną została. Została i na dodatek pozwala się udoskonalać, cyzelować, szlifować, słowem plastycznie urabiać, dzięki czemu nieodwołalnie doceniam jej wartość i siłę. Do mnie samej przemawia ona we wszystkich swoich procentach, co ułatwia mi dzielenie się z innymi przekazem, jaki w sobie niesie.

Po cichu metafora wytrych, a na głos? Po imieniu: metafora ognisk.

Napomknę jeszcze – ściszonym głosem – jak to odbijałam się od zaleceń afirmowania życia. W wydaniu uproszczonym  powtarzania sobie samej, co dzień do lustra jak bardzo się kocham i doceniam.
Pamiętam poczucie sztuczności na samą myśl o tych rytuałach. Wszystko we mnie się jeżyło i tyle. Niedorzeczne, niepotrzebne, infantylne! I niby, do czego ma mnie to zaprowadzić? Co to za metoda? Co to w ogóle jest, do licha? Nie przejdzie mi to z resztą przez gardło. Wiem przecież jak się sprawy mają, siebie oszukiwać nie będę. Życie jest ciężkie, bardzo ciężkie a ja w nim wątła, bardzo wątła. Nic nie będę afirmowała, bo "jak nie ma, to nie ma" i trzeba prawdzie spojrzeć głęboko w oczy.

Minęło mało, wiele czasu. I dziś, noszę w sercu swoją metaforę o ogniskach, dzieląc się nią – w miarę możliwości w trafnym kontekście z klientami. W ogóle dzieląc się nią, gdy tylko nadarzy się okazja.

Wyobraź sobie dwa ogniska.

Jedno masz już od długiego czasu. Właściwie towarzyszy ci odkąd pamiętasz. Płonie nieustannie wysokim płomieniem, a ty – nieustannie – znajdujesz chrust, aby ogień buzował. Chapeau bas! Nikt nie ma tyle w tym doświadczenia, ile masz go ty. Z zamkniętymi oczami, na węch, na dotyk, na słuch znajdujesz „najlepsze” patyki. Nawyki, nawyki, nawyki.

Choć czasem jeszcze ten ogień grzeje, częściej jednak okropnie przypieka.
To jest ognisko na rzecz twego starego wzorca. Wzorca, który – masz już absolutną jasność – chcesz pożegnać, rozstać się z nim, by móc wprowadzić w swoim życiu dobre dla ciebie zmiany.

Chcesz zmiany?
Rozpalasz więc drugie ognisko. Ognisko na rzecz nowego wzorca. Dopiero zaczynasz przygodę. Zobacz. Szukasz nowych patyczków, patyków, szyszek, igliwia. Zdarza ci się znaleźć przemoczone do suchej nitki drewno. Potrzeba twego wysiłku, cierpliwości, radości, pomysłowości. Jeśli chcesz susz patyki na słońcu, jeśli potrzebujesz przeczekaj silny wiatr, wielką burzę. Rozpaliłaś dawno temu ogień? Hura! Już wiesz, że umiesz to robić.

Hej! Nie daj sie zwieść, że jedynie stary ogień jest prawdziwy, tylko dlatego, że nadal płonie wielkim płomieniem. Przestań dokładać chrust do starego wzorca, nie podsycaj go. Hej! Nie krąż dłużej w około tego ogniska, ciągle zamartwiając się, jakie duże ci urosło. Usiądź przy swoim małym, nowym płomyczku. Jest realny. Dbaj o niego, ucz się dbać, zmień nawyki, wrzucaj nowe patyki, skoncentruj się na swoim dziele, rozpalaj i

Myślałeś od zawsze: to się i tak źle skończy! –  stary patyk w starym ogniu
Myśl od teraz: ……………………………   – nowy patyk w nowym ogniu
Afirmacja? ;) to znaczy, wiesz, masz wybór...

Dobranoc

piątek, 24 września 2010

skok rysia i na rysicę :)

8 skype. Zaczyna się niewinnie, chwila rozmowy z kolegą z gór. Piszemy sobie, aż tu nagle pada zdanie: „ początki są najfajniejsze”.  Uuu, atrakcyjny kąsek, z punktu widzenia coach®ki. Wyostrza mi się uwaga, uszy rysia poruszają się niespokojnie. Dalej w rozmowie okazuje się, że po takich fajnych początkach, kolejny etap to „rzemiosło, czyli nic innego tylko nudaaaa…” Co się dziwisz? Czegóż tu się spodziewać, przecież role dawno obsadzone, kto jest fajny a kto nudny! Serce mi zabiło. A gdyby tak trochę drasnąć pazurem to zgrabniutkie przekonanie? A gdyby tak… przecież kolega mówił sam, że ciekawi go coaching i praca metodami nlp…

No to co? Chcesz? Proszę bardzo! Skok rysia! Kolega wpadł w serię pytań, chwilę się bronił – argumentując swoją pozycję. Poczuł w ciele dyskomfort wypadu w nieznane i za chwilę ekscytację  dokładnie z tego samego powodu. Poddany jeszcze został torturze przeformułowania, a przyciśnięty łapą do podłoża - stworzył piękne wspierające porównanie i ostatecznie się poddał. Z rozwianą głową po ataku rysia, podniósł się, rozejrzał i powiedział: „ej, podoba mi się to”. Tak w każdym razie ryś to usłyszał i tak sobie zapamiętał. Także, jeśli było inaczej, to kolego, pisz na skypa, szukaj rysia w polu!

"Rozćwiczenie" w pracy coachingowej bywa, że wymaga wysiłku. Jeśli lubisz chodzić po górach, przypomnij sobie wysiłek, jaki temu towarzyszy. Niejedną kroplę potu z nas wycisnął i niejednej satysfakcji dostarczył. Znajdź swoje porównanie.


Obgryzanie paznokci z poprzedniego wpisu. Że co?!

Miga pomarańczowa wiadomość na pasku. Oj, czułam, że ta sprawa nie przejdzie mi płazem.

Koleżanka drąży, wszak umysł ma analityczno - syntetyczny, słowem głowa nie od parady; zawód, jaki wykonuje jest ważny i poważny, do tego spoczywa na niej przywilej szerzenia oświaty na uniwersytetach, ma nieprzebrane pokłady humoru i umiejętność dystansowania się, i… wyliczać dalej? I co robi koleżanka? Nie zgadniecie!  Szuka swojej PA. No nie mogę, niektóre to nie wiedzą, kiedy przestać. Koszyk pełen prawdziwków, a ona nadal zbiera i zbiera ;).

Pada więc celne pytanie w moim kierunku: „droga koleżanko, jakąż to zaletę można odkryć w sobie, która sygnalizuje się obgryzaniem paznokci, hę?”
No, jaką? Nos rysicy się zmarszczył, oczy zmrużyła, mina kwaśna, łapą wierci dziurę w brzuchu. Drodzy moi, a skąd ja mam wiedzieć, to nie moja PA. Rysica pazurów nie obgryza, co najwyżej zwinnie schowa. Ale, ale, gdyby jednak…

Nasza bolączka, nasza pięta Achillesa, to początek poszukiwań. Jeśli więc tak się przydarzy, że zaczynasz od symptomu, (jakim jest na przykład obgryzania paznokci) możesz sprawdzić, co się pod tym zachowaniem kryje. Bo „coś” na pewno. Jakiego użyć narzędzia? Hmmm… może przeformułowanie w 6 krokach będzie tu pomocne? A dalej to już prosta droga, po sznurku instrukcji. Szukaj skarbu w polu!

Dobrego weekendu, pięknie świeci słońce!

środa, 22 września 2010

Szanuj swoje pięty

No i co teraz? Zgadniesz? Po prostu, zdejmij buty, skarpetki, przypatrz się. Podciągnij szkitę pod nos. I co? Zadbana pięta?
Jest taki bardzo dobry i tani krem pielęgnacyjny, do kupienia w aptece. Od tego można zacząć, plus ciepłe kąpiele dla stóp, sole, tarki, zdrapki, olejki, co tylko sobie wymarzysz.
A dalej będzie równie przyjemnie.

Szanuj swoje pięty, nie zapominając o piętach Achillesa! Te szanuj szczególnie, gdyż może się okazać, że taka PA to twój skarb, najprawdziwszy.

Jak to? Przecież to moja bolączka.

Zgadzam się, nie zaprzeczam, to twoja bolączka. Na razie. Niezależnie od tego czy ją czujesz, widzisz czy słyszysz. Czym jest? Nieumiejętnością, brakiem, przesadą, ograniczeniem, nawykiem, emocją niechcianą?

Sprawdź, swoje PA, jeśli masz ochotę, chyba warto. Nazwij ją po imieniu: gadulstwo, nerwy na wierzchu, sceptycyzm, rozkojarzenie, obgryzanie paznokci, strach przed..? Masz już?

To teraz, proszę, wcieranie dobrodziejskiego kremiku:
Wymyśl - użyj całej swojej wyobraźni - co najmniej trzy dobre rzeczy wynikające z twojej PA. Da się, da się, zaufaj sobie. Ok, pozwól najpierw przepłynąć po niebie tym wszystkim brzydkim barankom, które chętnie beczą, co z tego wynika niedobrego: BEEEE, BEEEE...
Już? Barany się przeliczyły? To wracamy.
Baw się jak dziecko, znów rozejrzyj się, rozruszaj wyobraźnię, zaufaj intuicji, pójdź za pierwszym skojarzeniem, rozwiń je, testuj, narysuj… co dobrego, co dobrego? To się da zrobić, wiesz? Bo jeśli tylko masz swoją indywidualną PA, to znaczy, że to zgrubiała lub nadmiernie cienka wersja twojej, bardzo twojej - mocnej strony. Ukryta sprytnie w pięcie.

Jeśli więc masz piętę Achillesa – masz talent! Wydobądź go na światło dzienne. I zacznij rozwijać. Myślisz, że warto?
W tak zwanym między czasie troszcz się o pięty. Ładnie wyglądają, zadbane.

PA PA

a jeśli nie idzie ci samej, masz mnie do pomocy, na sesji coachingowej :)

wtorek, 21 września 2010

racja to tylko stacja, nie wysiadam tu

Jedziemy. Tylko obadam sytuację: czy jesteś przed, a może w takcie procesu poszukiwania intencji, czy też wpadłeś cyklonowi w oko, gdzie żadna już nie wie od czego się wszystko zaczęło, a on to plecie głupoty, a ktosia zapamiętała to zuupeełnie inaczej, a on mówi nieprawdę, tak! Kłamie! I szlag cię trafia i wkurza cię, i ręce ci opadają, że taki ten świat jest... postawiony na głowie. Uwielbiam te czarne scenariusze.

INTENCJE, jak się o nich dowiedzieć, kiedy z reguły wymiana zdań nie zahacza o nie wprost, a walka toczy się na…no dobra, dobra ;)

Po pierwsze i najważniejsze świadomie nastaw się na ich poszukiwanie i wsłuchuj się pod tym właśnie kątem w wypowiedź. Włącz swoją uwagę i kieruj ją do rozmówcy poprzez pytania: „co jest dla ciebie w tym ważne, najważniejsze? Na czym ci zależy, kiedy tak mówisz, robisz? Czego potrzebujesz, i czego byś chciała, kiedy tak mówisz, robisz?” Realnie skupisz się na drugiej osobie, bardziej niż na sobie i w końcu ją usłyszysz. Nabierzesz praktyki i po pewnym czasie twoja uwaga automatycznie będzie przełączać się na taki odbiór. Zaczniesz dostrajać się nieświadomie a pozytywne efekty takiego podejścia poczujesz nie tylko w ciele, gwarantowana sprawa.

Powiem szczerze, że wiele lat słyszałam hasło „umiejętność słuchania” i tak naprawdę, tak z ręką na sercu to nie miałam pojęcia, o co właściwie chodzi? Uszy masz? Mam. Rozumiesz język? Rozumiem. Nie mówisz w trakcie, kiedy ktoś mówi? Nie mówię, no… staram się przynajmniej, choć nie jest to łatwe, bo wiesz, przecież mam rację a on się myli. No to słucham... chyba?... ale na pewno przekonuję... czułam się strasznie „obciachowo”, żeby się dopytywać, o co chodzi z tym słuchaniem?

„Umiejętność słuchania” napełniła się dla mnie głębokim sensem dopiero, kiedy zaczynam nabywać tę umiejętność i doświadczam prawdziwego słuchania. Moim zdaniem to nie jest proste. Ups! Ograniczające przekonanie, którego jestem wyznawczynią, dlatego idzie mi …po…wo…lu…tku… Coś z tym zrobię w końcu, bo widzę :), że słuchanie to genialne narzędzie. Reguluje komunikację, czyniąc ją efektywną dla wszystkich stron.

Choć, uwaga! Szykuje się strata. Kosztem może być porzucenie własnej racji. Gotów?

Prawdziwe słuchanie umożliwi ci zobaczenie - poprzez intencje - wspólnego celu, o ile taki jest. Wtedy racja odpada, jak uschnięta gałązka i rośnie zupełnie nowy, żywy, wspólny dla stron - młody pęd, który naPĘDza energię, radość, twórczość i zaufanie do świata.
Możesz wybrać, czy wolisz udowadniać i chronić swoją rację w świecie - oko cyklonu już łypie na ciebie, czy udrożnić komunikację, odnajdywać ludzi, wspólne cele i działać na ich rzecz.

Nie broń, nie walcz, nie rań. Słuchaj, to najszersza i zarazem najkrótsza droga do dogadania się, lub rozejścia każda w swoją, dobrą stronę.


dobranoc

poniedziałek, 20 września 2010

Kłótnia o rację, do której w ogóle nie doszło!

Znów mam ochotę coś ci sprzedać na stronie, zamiast trzymać się „tematów”. To jak fruwanie na karuzeli. Jak się tak będę co i rusz puszczała to w końcu spadnę! Nie, dobra, żart, w sumie czy się puszczam czy nie, i tak cały czas się mieszczę! Magia życia i zawsze mnie to zaskakuje!

Dużo osób podpowiada, że konsekwencja jest ważna i zbieram życzenia „wytrwałości, wytrwałości i wytrwałości”. Dziękuję. Czuję wagę tych życzeń, bo mój blog to nie diariusz przecież. Będę się posiłkować wczorajszym ugotowanym obiadem, kłótnią, filmem, rozmową, spotkaniem, kwiatami J jednak tylko wtedy, jeśli one podpowiedzą mi, naprowadzą mnie na cenną myśl, którą z tobą się podzielę.

Osobiście uważam, że niemal każde doświadczenie można zgłębić i „zzoomować” z pożytkiem dla siebie i to napawa mnie optymizmem, kiedy myślę o tym projekcie i oceanie zdarzeń i doświadczeń J.
Wsparta wygodnie i bezpiecznie o ścianę mojej ułomności: widzenia tylko cząstki wszystkiego, ufam, że historie te będą się rozwijać, odkrywać w swoim tempie i czasie, pozwalając tobie i mnie wzrastać.

Ok. to teraz wypruwanie niteczki z tkaniny. Bo już się nie mogę doczekać. Wypruję, a potem niech wróci na swe miejsce. Takie mam życzenie. Niech tak się stanie. W tym świecie to jest możliwe!

Historia dzisiaj będzie ekspresowa, z ciągiem dalszym jutro :)

Kłótnia o rację, do której w ogóle nie doszło!
Doświadczyłam dzisiaj na własnej skórze POTĘGI „poznania intencji” mojej rozmówczyni. Nie waham się użyć tego słowa. Uśmiecha mi się buzia, kiedy widzę, ile z tego dobrego rodzi się dla świata.

Zanim więc zaczniesz czuć się zaatakowana, przyparty do muru, zanim zaczniesz tłumaczyć swoje racje, bronić ich, walczyć o nie, bić się o nie… aj, aj, aj! Sprawdź intencje swoje i swego rozmówcy. Może się zdarzyć coś… niespodziewanego. Bardzo przyjemnego. Też! ;)

do jutra!

sobota, 18 września 2010

ani z marsa, ani z wenus, dobra? proszę cię, błagam :)

Napomknęłam o tym na samym krańcu jednego z postów. Rozmawiam wszak z pierwszymi moimi czytelniczkami - nauczycielami i czuję, że warto abym użyła jednego posta – więc biorę go – by opowiedzieć ci – zwięźle – co robię z rodzajami „żeńskim” i „męskim” pisząc swoje teksty.

Robię po swojemu. Mieszam końcówki, kiedy zwracam się do ciebie, lub do was razem. Działam z serca, po prostu. Wiem, że kobieta, przyzwyczaiła się, że kiedy czyta „mogliście” jest w grupie mieszanej i o nic się nie potyka. Widzę też, że ta sama kobieta, kiedy czyta: „mogłyście” odczuwa w sercu troskę o męskiego czytelnika. Rozumiem ją. Też się chcę o niego troszczyć. I o nią również J. I mam tu swoje założenie, że kiedy piszę „ –liście” to dla mężczyzn, a kiedy „– łyście” to dla kobiet. Dbam o równowagę, pisząc raz tak, raz tak, nieprzyporządkowując rodzaju do treści. Im swobodniej wychodzi mi korzystanie z tej reguły, tym w lepszym jestem humorze :).

Jeśli masz ochotę zapomnij o zasadzie, jaka panuje (sic!) w naszym języku. Spójrz w nowy sposób.

Jesteś kobietą - czuj się tak samo ważna w swych kobiecych końcówkach jak mężczyzna drogi twemu sercu.

Jesteś mężczyzną, czuj się tak samo ważny w swych męskich końcówkach jak kobieta bliska twemu sercu.

Ty mężczyzno masz dobrą okazję, żeby poczuć jak to jest, kiedy czytając tekst skierowany także do ciebie na_potykasz także żeńską końcówkę.

Ty kobieto masz dobrą okazję, żeby poczuć jak to jest, kiedy czytając tekst skierowany także do ciebie stajesz się widziana, odrębna.

Wzajemnie nie tracimy z oczu swojej obecności. Przepraszam,  z języka :), ale to ułatwia oczom.
Widzisz? Czujesz? Słyszysz? Jesteśmy tu razem: kobiety i mężczyźni. To jest baaardzo przyjemne. To rodzi również moje zaufanie, kiedy na poziomie języka zauważamy się nawzajem. O to mi chodzi. Robię to na swój sposób, tak jak mi podpowiada moja „dziewczynkowa” wyobraźnia. Jej się posłuchałam i eksperymentuję. Ani radykalnie, ani małostkowo, ani odważnie, ani głupio.

Zapraszam cię do tej przygody. Dziewczyny i chłopaków!  

ps.dokończ poniższe zdanie:

Kiedy stykam się z czymś pierwszy raz .................................................

A teraz sprawdź, bo wiesz już jak, czy to przekonanie służy ci, czy też ogranicza cię.
W porządku, może zostać? Czy do zmiany?

Dobranoc obojgu płci. Na ziemi.



piątek, 17 września 2010

Ty wbierasz. Sprawdzam!

Hasło "sprawdzam" wyjęłam chyba z pokera?
Nie jestem pewna, bo karciarą nie jestem. Naukę gry w brydża, w wieku kilkunastu lat wspominam jako mordęgę, swoją i rodziców. Nie mieli cierpliwości żeby mnie uczyć, bo po prostu chcieli grać a ja byłam "nabiegowo" szkoloną partnerką. Irytowali się, że to proste zasady i że powinnam łapać je w mig. A ja nic! Czułam presję konieczności szybkiego opanowania czegoś, na co potrzebowałam albo więcej czasu albo innego sposobu nauki. Wtedy, przy tamtym stoliczku nikt z nas nie miał tej świadomości więc spontanicznie "wzięłam winę na siebie" i zainstalowało się w moim umyśle OGRANICZAJĄCE przekonanie, że nie posiadam wyrafinowanych ;) zdolności do gry w karty. Nie nauczyłam się już grać w żadną "poważniejszą" grę karcianą, mimo że podejmowałam takie próby. Zawsze bowiem wiernie towarzyszło mi owo przekonanie, no i że "nic z tego nie będzie". I nic nie było. Skrycie jednak żałowałam, bo chciałam, zazdrościłam rówieśnikom, że razem grają, że umieją, że potrafią. Nic nie mogłam poradzić, przecież jak się nie ma talentu to... pozamiatane.

Twoje przekonania, znajdują potwierdzenie w twojej rzeczywistości.

Nie gram w karty. No dobra, sprawa błaha i może tak zostać. Snu z moich powiek to nie spędza. Wręcz przeciwnie. Nie ekscytuję się grą w karty do bladego świtu. A taki obraz zapamiętałam z dzieciństwa. Wszystko w porządku.

Co jednak z innymi przekonaniami? Zacznijmy od tych najbardziej kłujących w oczy z kategroii: nie umiem, nie jestem, to nie dla mnie, nie mam talentu, nie mam zdolności. Bywa, że na pierwszy rzut oka nie wzbudzają w nas podejrzeń. Nie mam wyobraźni przestrzennej? Nie mam, taka jestem. Nie mam zdolności copywriterskich? Nie mam, taki jestem. A co będzie kiedy poszperamy dalej? Masz talent do języków obcych? A do prowadzenia samochodu? A do wystąpień publicznych? A do bycia kierownikiem zespołu? Uuuuu... teraz robi się goręcej. Czujesz? A ty w ogóle umiesz pływać? :)

Dobra, resztę zostawiam już tobie. Wypisz na kartce swoje: te które przyjdą ci do głowy. Z trudem uzbierane ;) trzy pierwsze weź pod lupę. Myśląc o nich, zadaj sobie kilka pytań w stylu:
Jak mnie ogranicza takie myślenie na swój temat? Czego w związku z tym nie robię, co bym chciała? Co jeszcze wynika z tego, że tak właśnie myślę? Rozejrzyj się po kontekstach, pozwól sobie na skojarzenia.
I co? Ograniczają? Widzisz ile jest twoich fajnych rzeczy, tylko z dopiskiem "nie"?

Poczekaj, poczekaj, to nie koniec zabawy. Weź tę kartkę przed oczy raz jeszcze i zadaj sobie takie pytania:
Co z tego mam dobrego, że tak sobie myślę na swój temat? Jakie z tego czerpię korzyści, jakie zyski? Po co mi to? No... rozejrzyj się po kontekstach, pozwól sobie na skojarzenia.
Pojawiają się odpowiedzi? Szczerze? Taaakkk! :)

Dobry świat się na to zgodził, kiedy uwierzyliśmy w nasze ograniczające przekonania. Do jednych przywykłyśmy, porzucając po drodze być może ciekawe wyzwania, inne jednak nadal nas palą, uwierają i blokują wciąż żywe pragnienia. Póki więc czujesz ten dyskomfort, dziękuj swemu ciału, za wskazówki jakie tą niewygodą podsuwa: zmieniaj, bo to dobry czas na zmianę.

Możesz wierzyć, w co tylko zechcesz, również na swój temat i realizować marzenia. Świat już jest. Gotowy. Zmieniaj swoje ograniczające przekonania. Są na to sposoby!



środa, 15 września 2010

czy świat jest cały do przyjęcia? "confidence" c.d.

No to historię mamy przeczytaną i refleksję zebraną do koszyczka. Warta zastanowienia? Na pewno :). Motorem skutecznego działania i zmiany jest nasz stan umysłu: nasza wiara w sukces, poczucie bezpieczeństwa, nasze "tego pragnę i dam radę" i możesz sobie tu wpisać, co dla ciebie jest szczególnie ważne. A potem możesz wzbudzić w sobie ten stan (tak! to jest możliwe!) i pozwolić aby twoje ciało nauczyło się go i zapamiętało. Będziesz korzystać z tych zasobów dokładnie wtedy, kiedy będą przydatne i w ten sposób stworzysz dla siebie najlepsze warunki do osiągania wyznaczonych celów. Nie potrzebujesz wygranej na loterii!

Ok. to jedna strona medalu. Przyszła ci do głowy jeszcze jakaś refleksja po przeczytaniu tej opowieści?

Strona medalu. Są dwie. Biała i czarna?

Druga strona zatem: szaleniec, który wierzy, że jest bogaczem tego świata. Jest tak spójny w tym, że w 100% przekonywujący. Odizolowany od świata, wyrywa się do niego i niesie pomoc. Realną. Szaleniec pomaga biznesmenowi! Niczym anioł. To prowadzi do głębokiego zastanowienia się nad ludzkimi podziałami:  zdrowe - niezdrowe, potrzebne - niepotrzebne, dobre - złe, życie - śmierć, ciało - duch... zwodnicze podziały?... ale, ale wróćmy "nad poziom morza".

Więc zobacz, rozejrzyj się: skąd może nadciągnąć pomoc dla ciebie. Kiedy jej potrzebujesz - jest! Wystarczy ją zauważyć i przyjąć. Nawet z najodleglejszych stron. Może ze świata, którego nie zauważasz na codzień, ba! a może ze świata, którego najchętniej byś sobie nie życzył w pierwszym odruchu i który izolujesz od siebie. Cóż dalej napisać, żeby nie popaść w geograficzną depresję? :) Tyle wystarczy, i tak dobrze już wiesz o co chodzi. Jesteś bezpieczna :)




wtorek, 14 września 2010

przypowiastka "confidence"

Dziś na dobranoc, historia z morałem
przeze mnie jedynie przytaczana, za źródłem
tak.. dla praktyki języka :) i pomyślenia o tym jak to z nami jest..

***

The business
executive was deep in debt and could see no way out.
Creditors were closing in on him. Suppliers were demanding payment. He sat on the park bench, head in hands, wondering if anything could save his company from bankruptcy.

Suddenly an old man appeared before him. "I can see that something is troubling you," he said.

After listening to the executive's woes, the old man said, "I believe I can help you."

He asked the man his name, wrote out a check, and pushed it into his hand saying, "Take this money. Meet me here exactly one year from today, and you can pay me back at that time."

Then he turned and disappeared as quickly as he had come.

The business executive saw in his hand a check for $500,000, signed by John D. Rockefeller, then one of the richest men in the world!

"I can erase my money worries in an instant!" he realized. But instead, the executive decided to put the uncashed check in his safe. Just knowing it was there might give him the strength to work out a way to save his business, he thought.

With renewed optimism, he negotiated better deals and extended terms of payment. He closed several big sales. Within a few months, he was out of debt and making money once again.

Exactly one year later, he returned to the park with the uncashed check. At the agreed-upon time, the old man appeared.

But just as the executive was about to hand back the check and share his success story, a nurse came running up and grabbed the old man.
"I'm so glad I caught him!" she cried. "I hope he hasn't been bothering you.  He's always escaping from the rest home and telling people he's John D. Rockefeller."


And she led the old man away by the arm.
The astonished executive just stood there, stunned. All year long he'd been wheeling and dealing, buying and selling, convinced he had half a million dollars behind him.

Suddenly, he realized that it wasn't the money, real or imagined, that had turned his life around. It was his newfound self-confidence that gave him the power to achieve anything he went after.

Przychodzi mi jeszcze jedna refleksja po przeczytaniu tej opowieści. A tobie? Jutro napiszę

poniedziałek, 13 września 2010

udowodnij, że...

W moich wpisach nie ma na razie żadnych zasad :). Raz zareaguję na bieżąco – tak jak ostatnio, innym razem napiszę o tym, co już w mej głowie dłuższy czas zamieszkuje. I taką przyjmuję strukturę! Do czasu aż nadciągnie potrzeba jakiejś przemiany. Nie będę się wtedy opierać!

No dobrze, to dzisiaj pewien figlarny pomysł, który mam na myśli, kiedy mam na myśli: ekologię, feminizm a nawet NLP. Na marginesie – bo nie o tym będzie mowa – powiem, że w moim doświadczeniu te 3 składniki, to uproszczony przepis na mądre i dobre życie! One się lubią lub mogą sobie przypadać do gustu. Ach! Do ust nawet wyjętych wprost z gUSTu :).

Przywołałam tę trójkę, bo od lat obserwuję zjawisko z nimi nieodłącznie związane: „udowadniania, że się nie jest wielbłądem”. Można to zaobserwować w różnej skali, w różnych mediach ale też na własnym podwórku. Masz pomysły, kto jeszcze tak musi? Udowodnić, że nie jest? Zdarzyło ci się to?

Jak się objawia owo zjawisko? Dla przypomnienia, w wielkim skrócie: aby stać się partnerem w rozmowie, czyli uzyskać szacunek (i do tematu i do siebie), skupić na sednie problemu i twórczo móc uczestniczyć w dyskusji trzeba się najpierw wyspowiadać z wielbłąda. Poradzić sobie z niezbyt merytorycznymi uwagami, wybronić się z osobistych wycieczek, odsunąć temat urody lub jej braku, emocji lub ich braku, obronić źródło swojej wiedzy, udowodnić, że się znasz, wyjaśnić sto razy już wyjaśniane pokutujące stereotypy, nierzadko tym samym rozmówcom… i tak dalej, i tak dalej. Gdyby przyjrzeć się innym obszarom, pewnie listę można by było jeszcze wydłużyć.

Kiedy mam nieprzyjemność obserwować  akcję "wielbłąd" lub w niej uczestniczyć czuję wtedy zażenowanie i mi zwyczajnie przykro, że tak jest. A czasem to nawet czuję wściekłość na to.

I co dalej z tym fantem?

W tym szaleństwie jest metoda. Przyszedł mi pomysł, aby... zostać wielbłądem. Nie udowadniać, że się nim nie jest, tylko się nim stać. Bez względu na to, jak daleko teraz odbiegam od logiki podążaj za mną, proszę cię :). Zostań wielbłądem lub w wersji „lajt” ucz się od niego. Już wiesz, w jakich sytuacjach może ci przyjść z pomocą. Dokładnie wtedy, kiedy sobie myślisz, że nim nie jesteś. Nie wypieraj się jej, stań się nią.

Wielbłąd to wspaniałe zwierzę. Co o nim wiemy? Tak, na gorąco, bez zaglądania do innych źródeł niż głowa, choć i do nich warto zajrzeć, żeby wziąć pełniejszą naukę.

Spójrz, po jakich pustyniach (jeśli chcesz: pustyniach intelektualnych, emocjonalnych) umie się poruszać z gracją. Jest silna, wytrzymały, sięgnie gdzie chce, bo duży, może się kamuflować, bo koloru jest złota i piasku jednocześnie, wie jak znaleźć życiodajne źródło wody, umie ją magazynować na długie wędrówki, wie jak przetrwać burzę piaskową, gotowy jest do współpracy… Ech! Zostaję wielbłądzicą, nie ma co. A że ze mnie ludzka istota, i nie wyssałam tego z mlekiem matki, poproszę wielbłąda żeby mnie nauczyła korzystać z jej natury. Jestem pewna, że ta lekcja się przyda. Tobie również.

(mieszam rodzaje: żeński i męski świadomie)

Dobrego popołudnia i wieczoru!

piątek, 10 września 2010

lepiej z kimś, niż samej (oj, przecież wiem, że nie zawsze ;)

Mam dzisiaj "różny" dzień. Niektóre sprawy poszły mi dobrze (czyli gładko) a inne - te trudniejsze - jeszcze lepiej (tak jest!), bo wiele się dowiedziałam, z czymś sobie poradziłam i zebrałam cenne wskazówki, co mam robić dalej. A więc twórcza lekcja na dzisiaj zaczęła się od tego, że: przestraszyłam się... jakby to ująć: "stania na własnych nogach". Ważny telefon i trudna rozmowa "biznesowa". Znacie to? 

Złapał mnie lęk, który ubrał się w taką oto metaforę: jestem dużym kolorowym ptakiem, siedzę uwięziona w klatce, mocnej, za małej jak dla takiego ptaka ogniowego. Przez druty w klatce widzę słońce, a w sercu czuję siłę i moc. Ale nie umiem się z niej wydostać.
Narysowałam to co zobaczyłam. I postanowiłam wejść w pracę nlp i narysować alternatywną metaforę dla tego lęku, która będzie mi bardziej odpowiadała. Zawsze się tutaj mylę, prawie zawsze :) i rysuję zamiast metafory tego jak chciałabym żeby ten lęk się zobrazował, metaforę jak chciałabym żeby było, gdyby tego lęku nie było. Więc powstało słońce i piekny ptak szybujący w przestworzach, podobny do smoka.
No dobra, krok do tyłu i rysunek, o który chodziło. Chwila zastanowienia nad tym, co mam i nad tym, co bym chciała mieć, rzut oka i tu i tu i powstał trzeci rysunek - prosty - schody w górę, schodek za schodkiem, a każdy jakby zbudowany z klocków przypominających moją klatkę. Ptaka narysowałam na samym dole. Ma zadanie, musi wspiąć się na taką wysokość, żeby swobodnie polecieć. A więc czeka go (mnie) jakaś droga, jakiś wysiłek, jakieś doświadczenie. Podoba mi się to, że idzie do celu, w ukochaną przestrzeń, którą widzi i która go otacza. Przede mną jeszcze jeden etap tej pracy: przeobrazić pierwszy rysunek w (moim przypadku) w trzeci. Jakich zmian mam dokonać, żeby wyjść z klatki i stanąć na schodach prowadzących do celu? Intuicja przyszła z pomocą: "zmalej, zmalej do rozmiarów skowronka, kolibra, wróbelka i wylecisz z klatki zaraz" - posłuchałam. Klatkę też potem zmniejszyłam do wielkości schodka a potem zmultiplikowałam ją w pożądanej ilości, tak aby zbudować bezpieczne schody do nieba. Mówiłam, że w wyobraźni wszystko jest możliwe? UUUFFF! Zeszło ze mnie naelektryzowane powietrze. Sprawy mam nadal do załatwienia, ale stoję na schodach a nie siedzę w klatce i wiem co mam robić. 

Praca z metaforą jest bardzo fajna: prosta i skuteczna!  Łatwo odzyskać równowagę (przyjemnie poczuć realną zmianę swoich emocji) i zdobyć wskazówki do zmiany. Na pozór dziecinne malowanki to trafne, wspierające nas komunikaty nieświadomości, która jest prosta, prostolinijna jak dziecko w nas. Ale wiesz co? Na sam koniec powiem to, o co mi chodziło przez cały czas pisania tego postu: lepiej się pracuje z kimś, niż samej. Przyrzekam :). Przydaje się źródło komfortu bezpiecznej przestrzeni. Potrzeba kogoś, kto nie doświadcza właśnie w tym czasie stanu, z którym my chcemy pracować i umie nas poprowadzić. A więc, moi drodzy, moje drogie - zawód coacha/coacherki jest potrzebny! UUUFFF!

czwartek, 9 września 2010

wyobraźnia jest nieskromna

Teraz, kiedy zasypiam, a do tej pory wcale z tym nie miałam kłopotów, obserwuję nowe zjawisko: „wpadanie pomysłów do głowy”. Niemalże w półśnie pojawia się tytuł - nagłówek na mojej wewnętrznej wizji a zaraz potem układają się myśli - zdania, o czym to będzie. Zapalam światło i zapisuję w moim turkusowym notesiku to, co mi przyszło do głowy. Gaszę i po chwili znów słyszę i widzę. Tym razem kolejny temacik się wyłania. Robię to samo – cierpliwie - zapalam światło i zapisuję, „i ciebie również”. Znów przykładam głowę do poduszki – pcha się kolejny… oj… nie chcę stracić swojego cennego zasobu zasypiania w mig. Z drugiej strony orientuję się, że te pomysły są jak spadające gwiazdy. Jeśli nie zapiszę któregoś od razu, znika, pstryk! I nie ma! Może wróci, może nie i jeśli to kiedy? Więc jednak zapisuję.

Wyobraźnia jest nieskromna

O!? Ciekawe – mi to wpadło do głowy?

Choćby się było z natury „lewkiem – lęczkiem” (a ja z natury bywam raczkiem – bojaczkiem) i przez to bardziej skromnym, bardziej powściągliwą i bardziej „zza węgła”, to wyobraźnia taka nie jest, po prostu. Jeśli znajduje swoją bezpieczną przestrzeń a my damy jej przyzwolenie żeby działała, zabiera nas w krainę marzeń. I to jakich! To moje nowe odkrycie. Ona taka pewnie była zawsze, ale ja zauważyłam to teraz, kiedy tak wprost się nazwała.

Zdradzę nieskromnie, (choć uwierzcie, czuje skonfundowanie, ale jako chwilowa rzeczniczka wyobraźni czuję się zobligowana do podania przykładu) wyobrażałam sobie wczoraj, że jestem Virgnią Satir, lub do niej podobną. Wprost boginicznie mi było rozkoszować się takimi marzeniami, wczuwać się, mówić, poruszać, intonować, widzieć, słyszeć i czuć. I to było nieskromne i piękne i wyznacza moje pragnienia. Zasypiałam naładowana swoimi marzeniami, bezpieczna, szczęśliwa i zdrowa!

„W wyobraźni jest wszystko możliwe”. Pewnie przeczytacie to zdanie nie jeden raz. Ja je uwielbiam i już mi wcale nie przeszkadza, kiedy w koło je powtarzam – sobie i innym w trakcie pracy z wyobraźnią. Bo wiem, że rozbudzenie jej to najpiękniejszy i najlepszy sposób, aby uwrażliwić naszą nieświadomość, która dostrojona do potrzeb i pragnień zacznie z nami efektywnie współpracować, wybierając z oceanu informacji właśnie te, które sprzyjać będą realizacji wyobrażonych celów. Jak to się potem dzieje w realnym świecie? No przecież wiadomo… „nie wiedziała Pani?”, „no, przez przypadek!” ;-) „A! i pracą, ciężką pracą!”

Wyobrażajmy sobie jak najpełniej, jak najwięcej, ile chcemy – to bezcenne… dobranoc

środa, 8 września 2010

pierwsze kroki

No to: here we go!
Nie ma co już dłużej zwlekać, oglądać się, powstrzymywać, robić "coś innego"! W górę serca i do nieba!

Zaczynam spotkania z Wami w nów. I nie idzie mi jak z płatka, bo czuję „nowiową” pustkę i ciemność. Siedzę więc w milczeniu i zastanawiam się jak chcę się Wam przedstawić, i co jest ważną informacją na mój temat. Zapewne w trakcie pisania opartego o moje doświadczenie będę odsłaniała ważne moje/dla mnie historie, i za jakiś czas, – jeśli pomysł się powiedzie – wysnuje się z tych historii również wątek o tym, kim jestem. Ale nie będzie to główny wątek mojego pisania, przynajmniej taką żywię nadzieję. Bo nazwa zoom perspektywa wpadła do mojej gorącej, niechcącej zasnąć głowy nie przypadkiem. Cóż znaczy? Jest narzędziem jakim zamiaruję się posługiwać przyglądając się zjawiskom. A więc zbliżać swe oko i serce tak blisko, aby próbować wyłowić istotę rzeczy. Gdzie chcę zoomować? W obszarach nakreślonych szeroko: rozwojowo - coachigowo – nlpowo. Mam nadzieję ciekawie i inspirująco. Taką mam intencję i po to się za to zabrałam. Jeśli więc przeczytasz tutaj coś, co zapadnie w Tobie jak ziarenko w Ziemi – będę szczęśliwa! Już jestem szczęśliwa! Bo wiesz, co? Naprawdę cieszę się, że zaczęłam.