piątek, 10 września 2010

lepiej z kimś, niż samej (oj, przecież wiem, że nie zawsze ;)

Mam dzisiaj "różny" dzień. Niektóre sprawy poszły mi dobrze (czyli gładko) a inne - te trudniejsze - jeszcze lepiej (tak jest!), bo wiele się dowiedziałam, z czymś sobie poradziłam i zebrałam cenne wskazówki, co mam robić dalej. A więc twórcza lekcja na dzisiaj zaczęła się od tego, że: przestraszyłam się... jakby to ująć: "stania na własnych nogach". Ważny telefon i trudna rozmowa "biznesowa". Znacie to? 

Złapał mnie lęk, który ubrał się w taką oto metaforę: jestem dużym kolorowym ptakiem, siedzę uwięziona w klatce, mocnej, za małej jak dla takiego ptaka ogniowego. Przez druty w klatce widzę słońce, a w sercu czuję siłę i moc. Ale nie umiem się z niej wydostać.
Narysowałam to co zobaczyłam. I postanowiłam wejść w pracę nlp i narysować alternatywną metaforę dla tego lęku, która będzie mi bardziej odpowiadała. Zawsze się tutaj mylę, prawie zawsze :) i rysuję zamiast metafory tego jak chciałabym żeby ten lęk się zobrazował, metaforę jak chciałabym żeby było, gdyby tego lęku nie było. Więc powstało słońce i piekny ptak szybujący w przestworzach, podobny do smoka.
No dobra, krok do tyłu i rysunek, o który chodziło. Chwila zastanowienia nad tym, co mam i nad tym, co bym chciała mieć, rzut oka i tu i tu i powstał trzeci rysunek - prosty - schody w górę, schodek za schodkiem, a każdy jakby zbudowany z klocków przypominających moją klatkę. Ptaka narysowałam na samym dole. Ma zadanie, musi wspiąć się na taką wysokość, żeby swobodnie polecieć. A więc czeka go (mnie) jakaś droga, jakiś wysiłek, jakieś doświadczenie. Podoba mi się to, że idzie do celu, w ukochaną przestrzeń, którą widzi i która go otacza. Przede mną jeszcze jeden etap tej pracy: przeobrazić pierwszy rysunek w (moim przypadku) w trzeci. Jakich zmian mam dokonać, żeby wyjść z klatki i stanąć na schodach prowadzących do celu? Intuicja przyszła z pomocą: "zmalej, zmalej do rozmiarów skowronka, kolibra, wróbelka i wylecisz z klatki zaraz" - posłuchałam. Klatkę też potem zmniejszyłam do wielkości schodka a potem zmultiplikowałam ją w pożądanej ilości, tak aby zbudować bezpieczne schody do nieba. Mówiłam, że w wyobraźni wszystko jest możliwe? UUUFFF! Zeszło ze mnie naelektryzowane powietrze. Sprawy mam nadal do załatwienia, ale stoję na schodach a nie siedzę w klatce i wiem co mam robić. 

Praca z metaforą jest bardzo fajna: prosta i skuteczna!  Łatwo odzyskać równowagę (przyjemnie poczuć realną zmianę swoich emocji) i zdobyć wskazówki do zmiany. Na pozór dziecinne malowanki to trafne, wspierające nas komunikaty nieświadomości, która jest prosta, prostolinijna jak dziecko w nas. Ale wiesz co? Na sam koniec powiem to, o co mi chodziło przez cały czas pisania tego postu: lepiej się pracuje z kimś, niż samej. Przyrzekam :). Przydaje się źródło komfortu bezpiecznej przestrzeni. Potrzeba kogoś, kto nie doświadcza właśnie w tym czasie stanu, z którym my chcemy pracować i umie nas poprowadzić. A więc, moi drodzy, moje drogie - zawód coacha/coacherki jest potrzebny! UUUFFF!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz