sobota, 27 listopada 2010

ryś uszatek

Miało być o słowach, konstrukcjach, rozmowach…

Ale jak to w życiu, to „co się stać miało”
Ustąpiło miejsca temu „co się stało”

Więc wygodnie zasiądź droga ma kolego i posłuchaj bajki rysia uszatego
Ja się nic nie wtrącę i tylko powtórzę
Bo ryś wczoraj w nocy szeptał baśni wątek
Wprost do mego ucha, więc tu jest początek

Spotkawszy zaś Księcia herbu złoty dzban
Dziś dla równowagi spotkasz ją – Madame!

Czy się znali może? Trudno im/mi powiedzieć.
Mogli, mieli szansę o sobie nie wiedzieć.
Lecz to nic nie zmieni i tu nic nie wniesie.
Chłopca zostawiamy. Dziewczynę baśń niesie.

Była raz królewna. W krainie Przyległej mieszkała. To była kraina! Tak się nazywała.
Konsekwencje owej nazwy rozległe zataczały koła. Kto próbował je zmierzyć - ginął, nikt nie zdołał.
Sączyła się ległość i z kranu i z rzeki, kleiła dni z dniami, męczyła powieki.
I nie zdziwi cię pewnie, jeśli teraz powiem, że wyrósłszy w tym świecie Królewna, pośród wielu zalet
miała jedną dość lichą –  uległości talent.
Chętna - jak żadna inna ze światów odległych
lgnęła po cichutku do tych mniej... i do tych wybrednych.

Mama ją uczyła i Król mówił jak:
Panno, twoje miejsce, przylgnij tu – o, tak!
Co by to nie było: żywy, martwy zwierz! Ty za wszelką cenę swego miejsca strzeż!
A jeśli uległość zacznie ci dolegać - klęknij na kolanka, rączki ładnie złóż
oczka zwróć do nieba – będzie lepiej już.
Któż by się sprzeciwiał
regułom od lat
panującym w świecie
z krzyżem za pan brat!

Ha! Lecz cóż w tym złego? O co chodzi ci? – dzięki tym zabiegom jestem warta czci!
Może mnie tu nie ma, może nie ma mnie, do zapłaty cena – stać mnie wszak, co nie?
Ja sobie odbiję
bo jak stary świat
zamienię się w szyję
dopnę swego tak!

Tutaj mały wtręt, który winnam jest, doktór mówił że magnes trzeba jeść.
A skąd zdobyć go, aby dziecku dać?
Ooo, on wszędzie jest, nie ma co się bać.
I nie ma co kpić, człowiek zrobi to, co pozwala żyć.

Królewna wzrastała, magnesy łykała, trwałe przyleganie pilnie trenowała.

Bo za jednym wzgórzem poświęcenia dar. A za drugim? Zgadniesz? Magnetyczny żar!
Kiedy u jej stóp słał się męski trup
Słodki kapał miód, o! zazdrością bódł
Inne serca dam, gorszych, brzydszych flam
I ta rozkosz jej, co się brała stąd, zamroczyła ją
nie widziała, że… że to trupy są…

Jeśli życie znasz, to na pewno wiesz, że najdłuższy haj, w końcu kończy się.
I królewna też, nie mogąc już śnić, w kącie lała łzy: jak tu z takim żyć.
A co powiesz gdy
jeszcze dowiesz się
że nad głową jej
wisiał chmurny tekst:
jestem lepsza jeszcze, czy już gorsza może?
jestem ładna jeszcze, czy już, nie daj boże…
jestem młodą jeszcze czy już całkiem starą?
Kim ja w końcu jestem bestią czy ofiarą?
Bo to wybór nie do śmiechu był. Kto się tam urodził i z tym wszystkim żył…

Ryś się tu przygarbił, głos mu jeszcze zbladł: historia się toczy od tysięcy lat!

I tak przyleganie, co dawno, dawno, dawno przyciąganiem ziemskim i z miłości było, nieziemskie się stało i wszystkich raniło!

Czy to już jest koniec, i zostawiam cię? Chcesz historii innej? To ją w końcu zmień!
I by się wyplątać z rytmu, w którym tkwisz, użyję zaklęcia: opuść nas, akysz!

piątek, 26 listopada 2010

21 gram

na styku jak na stryczku, z entliczkiem na policzku
na lądzie i w otchłani zabawa zapałkami
po morzu się kołyszę, wyciskam z morza ciszę
i umrę nie mądrzejsza a tylko zwykle lżejsza

piątek, 19 listopada 2010

coaching dla herosów

To była krótka rozmowa z nowo zapoznaną koleżanką. Tak sobie cichaczem gadałyśmy o tym, że dużo znamy mężczyzn, którym coaching mógłby być bardzo pomocny. I ten życiowy i ten biznesowy.

Ale jest pewien sęk, szkopuł z tymi mężczyznami. Trochę się wstydzą. No bo wiesz, super herosi a tu tak się przyznać, że jest jakiś problem, że trzeba się z czymś zmierzyć, nad czymś popracować. Że niby skuteczne realizowanie celów, poprawa komfortu życia, usuwanie przeszkód. No fajnie, fajnie, to nie brzmi źle. No… ale z drugiej strony sam powinienem świetnie ze wszystkim sobie radzić, znać skuteczne rozwiązania, sił nie tracić, problemów nie mieć, napierać z siłą tura na życiowy sukces! Więc?
Coaching by się przydał, ale jak go sprzedać, jak o nim ci opowiedzieć, drogi mężczyzno, żeby cię ośmielić i zachęcić do wspólnej pracy z pożytkiem dla ciebie.

Koleżanka wspomniała dalej o znajomym, który po sesjach coachingowych czuł się trochę taki zakłopotany (?) jakby bardziej miękki, wrażliwszy (?) zaskoczony tym doświadczeniem.
Coś mu się chyba stało z herosem? Po drodze – domniemuję – spotkał może jakąś swoją granicę, której – poczuł – postanowił nie forsować, odpuścił. Być może z początku pewien obranego celu zobaczył rzadziej wędrowaną ścieżkę, która okazała się ważniejsza niż ta pierwotnie planowana. Być może natrafił na jakaś przeszkodę, nad którą praca przeniosła go w krainę wzruszenia. Być może dowiedział się o sobie czegoś, o czym nawet mu się nie śniło. A może wydarzyło się jeszcze coś zupełnie innego. Dość, że turowi zmiękły kolana. Poczuł się może mniej silny i trochę się przestraszył? Czyżby wylądował w jakimś tajemniczym miejscu z dala od iluzji, od stereotypów?

Więc ja ukłonię się tobie kolego, uśmiechnę i szacunku blask z moich oczu niech do ciebie płynie.

wtorek, 9 listopada 2010

czepiaj się swoich słówek

Przejęzyczenia, a zwłaszcza te freudowskie najbardziej nas kręcą. O! Mam cię! Hihi! O czym to się myśli? Niby głęboko schowane a tu BUM! Wyskakuje, panoszy się, obnaża, bywa, że zawstydza.
Śmiejemy się… takie sobie smaczki językowe. Choć przecież nie goło_słowne.

Niby wiemy, że potknięcia języka coś znaczą, ale prawie zawsze albo ignorujemy, albo się śmiejemy, bo generalnie nie chcemy… ”przecież się przejęzyczyłam, no i o co ci chodzi, nie czepiaj się dobrze?!”, dodając kolejno wykrzykniki, jeśli komuś zachciałoby się nadal uparcie czegoś doszukiwać.

Dobrym WYJŚCIEM z sytuacji może być dobrowolne w nią WEJŚCIE i po pierwsze: szczypta luzu a po drugie dobra zabawa. Przejęzyczenia widzę jak pojawiające się dosłownie na chwilę szczeliny, tajemne przejścia w gładkim murze naszych życiowych budowli, nie do znalezienia, kiedy rozsądek, inteligencja, wiedza i kontrola trzymają straż. Chwila zaćmienia głowy, i proszę! jest przejście. Wchodzisz?
Czyli, co powiedziałaś? A gdyby wziąć to za dobrą monetę? Zaufać temu, co się „wymsknęło”? Kilka kroków w nieznane od eleganckiego murku, w każdej chwili możesz powrócić. Spróbuj. Nie przegap nadarzających się okazji. To trochę jak grzebanie na starym strychu – nie mów, że nic ciekawego tam nie ma. Albo mów. I… sprawdź po prostu. Może jest, może nie. Co ci szkodzi?

Czy to jest bezpieczne? W każdym razie chyba niedozwolone, jeśli tak sprytnie ukryte. Czyja to sprawka właściwie? Może nawet im człowiek starszy tym bardziej niedozwolone, co? Do skostnienia, lub do czasu. Aż się połapiesz, że nikt i nic nie może ci zabronić myszkowania po twoim własnym strychu, wyruszania w podróż w nieznane, mniej znane, doświadczania siebie, eksperymentowania, dowiadywania się, kim i jaki jesteś.

Czy to jest przydatne? Bardzo, bardzo! Serio, serio!

piątek, 5 listopada 2010

cieleśnie, bardzo cieleśnie

Temat jest zmysłowy, piątkowy i raczej późno wieczorny. Chodził mi po głowie od początku tygodnia. Doczekałam w końcu odpowiedniej chwili. Lubimy piątki? Lubimy, lubimy.

Chcę ci zaproponować tajemne spotkanie. Z samą sobą, z samym sobą. I to jakie? Absolutnie do wewnątrz swego ciała. Warunki, o jakie musisz zadbać są proste i łatwo osiągalne. Potrzebujesz piątkowego wieczoru – a on jest dzisiaj gwarantowany, w miarę jak Ziemia obracać się będzie w około słońca. Potrzebujesz łóżka, choć może i niekoniecznie, zakreślam po prostu pewne wygodne ramy. Zupełnie nie będzie przeszkadzać ci ktoś obok w łóżku, chociaż tym razem zajmiesz się sobą osobiście.

Kiedy już wylądujesz w powyższych warunkach brzegowych, zamiast zasnąć, czytać, gadać, czy  co tam jeszcze masz na myśli - zamknij oczy i odpłyń w głąb siebie. Do środka. Twoim pojazdem niech będzie myśl, skupienie i uwaga.
Przepłyń oddechem przez gardło, w dół do komnaty swego ciała. Otwórz oczy i przyjrzyj się sobie z tej pespektywy. Odwiedź serce, wątrobą, nerki, śledzionę, żołądek, płuca…
Bywasz tam czasem? Jest możliwe, że dawno cię nie widzieli. Może w ogóle nigdy tu nie byłaś? W tej sytuacji przedstaw się, kim jesteś i z jakiej odległej czy bliskiej krainy przybywasz.
Być może jest ciemno, ale zaraz, zaraz - wcale nie tak znowu cicho. Posiedź tam z nimi. Zobacz jak wszystko sprawnie działa. Robota wre! Pełną parą! To wszystko twoje, to wszystko dla ciebie. Popłyń krwią przez żyły i tętnice. Sprawdź czy flauta, czy wzburzone morze. Wparuj pod skórę, dotknij swoich mięśni, podskocz na tkance tłuszczowej. Jeśli zrobisz się odpowiednio malutki to nawet wskoczysz do komórki. Odwiedź najodleglejsze zakamarki tego królestwa. Zajrzyj do komnaty macicy – to opcjonalnie. Sprawdź, co dzieje się w jajnikach. Może jakaś o…owulacja? A może jezioro krwi? Odwiedzaj miejsca, które cię zawołają, zaproszą. Po prostu nasłuchuj i reaguj.

Ależ! Właśnie! Królewska wizyta. Może masz coś w darze? Dobry obyczaj wszak tego wymaga.

Śpieszę donieść, że twoja uwaga, troska, słuchanie i zwyczajne bycie to bezcenne, zdrowe dary, jakie tam właśnie zanosisz. Ale… gdybyś jeszcze chciała, w podzięce za to bezgraniczne oddanie, gdybyś jeszcze chciał w swej hojności coś więcej ofiarować. Proszę! Użyj wyobraźni. Weź kolor, smugę światła, strumyczek krystalicznej wody, strużkę ciepła, rześki powiew, może ogień, złoty pył i… zanieś, komu trzeba. Masz nieograniczoną paletę niezwykłych darów, a każdy najodpowiedniejszy, dla kogoś w tym królestwie wymarzony. Zwoje mózgowe chcą przewiewu wiatru? Sercu potrzeba koloru żółtego, kolanom oddechu, naczyniom włosowatym ciśnienia wody… a może komuś brak jest dotyku? Sprawdzaj i dawaj. I wiesz co? Nie musisz się spieszyć. Dzisiaj nie musisz zrobić wszystkiego.
Drogę już znasz.