poniedziałek, 18 października 2010

ryś uszatek

Dawno, dawno temu mieszkał sobie w królestwie pewien książę. Wiesz, że to o tobie? Nie, no nie opowiadaj, przecież nie wiadomo. Taki sobie piękny książę. Nie gruby, nie chudy, nie nazbyt niski, nie nazbyt wysoki. W sam raz. I piękny był i mądry był w sam raz.

Familią królewicza rodzice wciąż byli, choć przecież lata temu z domu go już wyprawili. Dobrze się trzymała królewska rodziców para, lecz dawno wieści nawzajem o sobie nie miała. Sprawy jakieś... zbyt srogie?, tak się poróżnili, że Diworsowie dworscy wnet ich rozdzielili. Książę pielęgnował więc więzy rodzinne: wizytami – plastrami to u mamy, to u taty. Wracał ciastami – obładowany.

Najlepiej czuł się jednak we własnym królestwie książęcym. Od lat nic w nim nie zmieniał. Co podlewał to rosło, co zapomniał już uschło. Nic go tam nie zaskakiwało. Much nie lubił – nie wlatywały, zapachów obcych nie lubił – nie śmiały. Porządek (prawie) sam się utrzymywał. Ogień (prawie) sam w kominku się podrywał. Muzykę od lat książę miał wybraną – uznaną. A nowe różne filmy? Co tam masz? To dasz. Książę łaskawie oko królewskie zawiesi na 3D obrazku, do snu przed świtem do blasku.

Ukochanej książę nie miał. I ciągle tak powtarzał: a która to by mnie chciała, żadna by mnie nie kochała. Ale w to nie wierzcie. Chciały go piękne królewny, oj chciały. Starały się o niego, starały. I książę sam nie wierzył w te brednie, które mamrotał pod królewskim nosem. w lustrze ogromnym prężąc się, przeglądał się cały. Nic sobie nie zarzucał, nic sobie nie dokuczał. Uśmiechał się do siebie. Ależ jestem nie WSPANIAŁY!

Nie zdradziłam wam jeszcze, że w królewskim herbie złotem wytykany dzban pełen miłości był narysowany.

Zerkał książę, od czasu do czasu, na swój dzban herbowy. Ten prawdziwy, nienamalowany, po brzegi morza miłości pełny, złotem inkrustowany, muszelkami wysadzany. Tęsknym wzrokiem naczynie omiatał. Czule do niego przemawiał:
Ach, któraż to piękna istota swe usta w nim ze mną zamoczy. Z którąż to piękną królewną oddam się szaleństwu nocy. Z jakąż wybranką cudną ciebie dzielić będę? Kiedy przybędę? Co?! Książę się zakłopotał... zegarek poprawiał na znak niepoznaki, rym się wszak nie udał, wyszedł byle jaki!

Czas płynął, dni mijały, lata przepadały a dzban z miłości eliksirem nietknięty, wiecznie doskonały.

Książę czekał i czekał, cierpliwy był!? Nie do wytrzymania.

O! Lecz ty nie myśl sobie: od czasu do czasu zawrócił w sercu jakiejś białogłowie. Nie chciał nasz królewicz z wieczorami samotnymi się mierzyć, ale bardzo starannie, mocno się pilnował, żeby ani kropla ze złotego dzbana zastępczyni jakiejś nie była ofiarowana. Szczery był do bólu, kiedy tulił taką: nic ci dać nie mogę, uczciwość mą cnotą, a ciebie nie kocham, co poradzę na to? Lecz możesz być pewna, w herbie mym miłości dzban złoty – mam go mam, dam go dam! Lecz… która by mnie chciała, która ze mną wytrzymała…

Smutno w tym królestwie, tak wam powiem na końcu całej przypowiastki... dzbanek wciąż coś jęczy, że najprawdziwsza, jedyna, w gwiazdach zapisana, wyjątkowa to miłość będzie, nie do opisania................

1 komentarz:

  1. kurcze... od kiedy to przeczyalam mysle o jakims komentarzu.. notuje rymowanki, rozne propozycje zakonczen... krolewny mu podstepne chcialam podsylac, wrozki.... ale wszystko na koniec kwituje tak: a w d.. sam sobie ksiaze pomoc musi.

    ale bajeczka wspaniala, i pieknie opowiedziana. tak, ze myslec o niej przestac nie moge ;-)

    OdpowiedzUsuń