wtorek, 9 listopada 2010

czepiaj się swoich słówek

Przejęzyczenia, a zwłaszcza te freudowskie najbardziej nas kręcą. O! Mam cię! Hihi! O czym to się myśli? Niby głęboko schowane a tu BUM! Wyskakuje, panoszy się, obnaża, bywa, że zawstydza.
Śmiejemy się… takie sobie smaczki językowe. Choć przecież nie goło_słowne.

Niby wiemy, że potknięcia języka coś znaczą, ale prawie zawsze albo ignorujemy, albo się śmiejemy, bo generalnie nie chcemy… ”przecież się przejęzyczyłam, no i o co ci chodzi, nie czepiaj się dobrze?!”, dodając kolejno wykrzykniki, jeśli komuś zachciałoby się nadal uparcie czegoś doszukiwać.

Dobrym WYJŚCIEM z sytuacji może być dobrowolne w nią WEJŚCIE i po pierwsze: szczypta luzu a po drugie dobra zabawa. Przejęzyczenia widzę jak pojawiające się dosłownie na chwilę szczeliny, tajemne przejścia w gładkim murze naszych życiowych budowli, nie do znalezienia, kiedy rozsądek, inteligencja, wiedza i kontrola trzymają straż. Chwila zaćmienia głowy, i proszę! jest przejście. Wchodzisz?
Czyli, co powiedziałaś? A gdyby wziąć to za dobrą monetę? Zaufać temu, co się „wymsknęło”? Kilka kroków w nieznane od eleganckiego murku, w każdej chwili możesz powrócić. Spróbuj. Nie przegap nadarzających się okazji. To trochę jak grzebanie na starym strychu – nie mów, że nic ciekawego tam nie ma. Albo mów. I… sprawdź po prostu. Może jest, może nie. Co ci szkodzi?

Czy to jest bezpieczne? W każdym razie chyba niedozwolone, jeśli tak sprytnie ukryte. Czyja to sprawka właściwie? Może nawet im człowiek starszy tym bardziej niedozwolone, co? Do skostnienia, lub do czasu. Aż się połapiesz, że nikt i nic nie może ci zabronić myszkowania po twoim własnym strychu, wyruszania w podróż w nieznane, mniej znane, doświadczania siebie, eksperymentowania, dowiadywania się, kim i jaki jesteś.

Czy to jest przydatne? Bardzo, bardzo! Serio, serio!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz