środa, 29 grudnia 2010

r.u. - ciąg dlaszy

Przyległa kraina, ten rodzimy mur
gdzie więc się odnajdzie jeszcze starszy wzór?

I czy musi to, czy musi tak być
że mam szukać go zamiast sobie żyć?

Ciężkam od magnesu, już nie czuję nóg
szkoda by tu sczeznąć nie otwarłszy wrót!

I zważywszy że
pośród smutku słów
Ryś wyraźnie rzekł
że był inny wzór…

Przyciąganie, co z miłości ziemskiej po prostu się brało?
W bajce uszatego o tym jak wół stało!

Wątek więc wyplótłszy w kieszonce schowałam
Światła pogasiłam
Domek pożegnałam

U wrót krainy stanęłam i stoję
Gdzie mam teraz iść?
I czy ja się boję?

Po gałęziach drzew, płynie do mnie głos
Czarny wielki Kruk dziobem stuka w los:
„Bój się
ale naprzód idź
bo wysnuwa się twa nić”

Dokąd więc? W prawo, w lewo?
Co zaśpiewał Kruk?
Że mogę na drzewo!

Uśmiechnęłam się, w sumie głupi żart
Rechotałam wnet! Cały lęk mi padł!

W sercu mym o drogowskaz pragnienie utkałam
Las, chatka i ciemność
Już do drzwi stukałam!

Otworzyły się, mam odwagę wejść
Wiedźmę widzę i nową życia część…

Jedno jej spojrzenie i już dobrze wie
Dlaczego tu przyszłam, co przygnało mnie!

Więc bez zbędnych słów, wyjaśnień i zdań
Wiedźma w progu już mówi do mnie tak:

Dziecko, co tam masz?
Tuż przed progiem zdasz!

Walkman, cdplayer?

Nie, no babciu, skąd!
Jakieś stare graty, jakiś stary złom!

Staruszka westchnęła i pod nosem swym
Siarczyście zaklęła
Co za bachor yych!
Z czym to przyjedzie ten, albo tamta gdy
Minie znowu czas, i kolejne dni…

I-pod? I-pad? I- phone? Netbook? notebook? – wypytała mnie

To brzmi jak więzienie! Czy wszystko mam zdać?
– prychnęłam na wiedźmę
Znowu czas się bać?

Chcesz tu u mnie być
Terminować chcesz
No to szatki zrzuć!
Enelpową też

Ależ jak to tak? Goła tu mam być?
Niedorzeczne to!
- Wolna droga, idź.

Nie wyrzucaj mnie. Bardzo chcę tu być
Lecz to trudne jest - bez niczego żyć!

Zostaje ci oddech, zostaje ci ciało
Czy to droga panno dla ciebie za mało?

Przyszłaś do mnie, znak to, że czego ci trzeba
w sobie masz najwięcej
No… i szczypta Ziemi
No… i szczypta Nieba…

Wszystko co potrzebne w tobie jest by żyć
Chcesz magnesu więcej
Wolna droga, idź.

Zaufałam wiedźmie
Wszystko zostawiłam przed progiem jej drzwi
Weszłam tylko ja i ze mną już nic

Pytasz czy to proste, czy to trudny test?
A czy to naprawdę najważniejsze jest?

A może się boisz, mieć wymówkę chcesz?
że wiedźma zła była?
Chcesz w to wierzyć? Wierz!

sobota, 27 listopada 2010

ryś uszatek

Miało być o słowach, konstrukcjach, rozmowach…

Ale jak to w życiu, to „co się stać miało”
Ustąpiło miejsca temu „co się stało”

Więc wygodnie zasiądź droga ma kolego i posłuchaj bajki rysia uszatego
Ja się nic nie wtrącę i tylko powtórzę
Bo ryś wczoraj w nocy szeptał baśni wątek
Wprost do mego ucha, więc tu jest początek

Spotkawszy zaś Księcia herbu złoty dzban
Dziś dla równowagi spotkasz ją – Madame!

Czy się znali może? Trudno im/mi powiedzieć.
Mogli, mieli szansę o sobie nie wiedzieć.
Lecz to nic nie zmieni i tu nic nie wniesie.
Chłopca zostawiamy. Dziewczynę baśń niesie.

Była raz królewna. W krainie Przyległej mieszkała. To była kraina! Tak się nazywała.
Konsekwencje owej nazwy rozległe zataczały koła. Kto próbował je zmierzyć - ginął, nikt nie zdołał.
Sączyła się ległość i z kranu i z rzeki, kleiła dni z dniami, męczyła powieki.
I nie zdziwi cię pewnie, jeśli teraz powiem, że wyrósłszy w tym świecie Królewna, pośród wielu zalet
miała jedną dość lichą –  uległości talent.
Chętna - jak żadna inna ze światów odległych
lgnęła po cichutku do tych mniej... i do tych wybrednych.

Mama ją uczyła i Król mówił jak:
Panno, twoje miejsce, przylgnij tu – o, tak!
Co by to nie było: żywy, martwy zwierz! Ty za wszelką cenę swego miejsca strzeż!
A jeśli uległość zacznie ci dolegać - klęknij na kolanka, rączki ładnie złóż
oczka zwróć do nieba – będzie lepiej już.
Któż by się sprzeciwiał
regułom od lat
panującym w świecie
z krzyżem za pan brat!

Ha! Lecz cóż w tym złego? O co chodzi ci? – dzięki tym zabiegom jestem warta czci!
Może mnie tu nie ma, może nie ma mnie, do zapłaty cena – stać mnie wszak, co nie?
Ja sobie odbiję
bo jak stary świat
zamienię się w szyję
dopnę swego tak!

Tutaj mały wtręt, który winnam jest, doktór mówił że magnes trzeba jeść.
A skąd zdobyć go, aby dziecku dać?
Ooo, on wszędzie jest, nie ma co się bać.
I nie ma co kpić, człowiek zrobi to, co pozwala żyć.

Królewna wzrastała, magnesy łykała, trwałe przyleganie pilnie trenowała.

Bo za jednym wzgórzem poświęcenia dar. A za drugim? Zgadniesz? Magnetyczny żar!
Kiedy u jej stóp słał się męski trup
Słodki kapał miód, o! zazdrością bódł
Inne serca dam, gorszych, brzydszych flam
I ta rozkosz jej, co się brała stąd, zamroczyła ją
nie widziała, że… że to trupy są…

Jeśli życie znasz, to na pewno wiesz, że najdłuższy haj, w końcu kończy się.
I królewna też, nie mogąc już śnić, w kącie lała łzy: jak tu z takim żyć.
A co powiesz gdy
jeszcze dowiesz się
że nad głową jej
wisiał chmurny tekst:
jestem lepsza jeszcze, czy już gorsza może?
jestem ładna jeszcze, czy już, nie daj boże…
jestem młodą jeszcze czy już całkiem starą?
Kim ja w końcu jestem bestią czy ofiarą?
Bo to wybór nie do śmiechu był. Kto się tam urodził i z tym wszystkim żył…

Ryś się tu przygarbił, głos mu jeszcze zbladł: historia się toczy od tysięcy lat!

I tak przyleganie, co dawno, dawno, dawno przyciąganiem ziemskim i z miłości było, nieziemskie się stało i wszystkich raniło!

Czy to już jest koniec, i zostawiam cię? Chcesz historii innej? To ją w końcu zmień!
I by się wyplątać z rytmu, w którym tkwisz, użyję zaklęcia: opuść nas, akysz!

piątek, 26 listopada 2010

21 gram

na styku jak na stryczku, z entliczkiem na policzku
na lądzie i w otchłani zabawa zapałkami
po morzu się kołyszę, wyciskam z morza ciszę
i umrę nie mądrzejsza a tylko zwykle lżejsza

piątek, 19 listopada 2010

coaching dla herosów

To była krótka rozmowa z nowo zapoznaną koleżanką. Tak sobie cichaczem gadałyśmy o tym, że dużo znamy mężczyzn, którym coaching mógłby być bardzo pomocny. I ten życiowy i ten biznesowy.

Ale jest pewien sęk, szkopuł z tymi mężczyznami. Trochę się wstydzą. No bo wiesz, super herosi a tu tak się przyznać, że jest jakiś problem, że trzeba się z czymś zmierzyć, nad czymś popracować. Że niby skuteczne realizowanie celów, poprawa komfortu życia, usuwanie przeszkód. No fajnie, fajnie, to nie brzmi źle. No… ale z drugiej strony sam powinienem świetnie ze wszystkim sobie radzić, znać skuteczne rozwiązania, sił nie tracić, problemów nie mieć, napierać z siłą tura na życiowy sukces! Więc?
Coaching by się przydał, ale jak go sprzedać, jak o nim ci opowiedzieć, drogi mężczyzno, żeby cię ośmielić i zachęcić do wspólnej pracy z pożytkiem dla ciebie.

Koleżanka wspomniała dalej o znajomym, który po sesjach coachingowych czuł się trochę taki zakłopotany (?) jakby bardziej miękki, wrażliwszy (?) zaskoczony tym doświadczeniem.
Coś mu się chyba stało z herosem? Po drodze – domniemuję – spotkał może jakąś swoją granicę, której – poczuł – postanowił nie forsować, odpuścił. Być może z początku pewien obranego celu zobaczył rzadziej wędrowaną ścieżkę, która okazała się ważniejsza niż ta pierwotnie planowana. Być może natrafił na jakaś przeszkodę, nad którą praca przeniosła go w krainę wzruszenia. Być może dowiedział się o sobie czegoś, o czym nawet mu się nie śniło. A może wydarzyło się jeszcze coś zupełnie innego. Dość, że turowi zmiękły kolana. Poczuł się może mniej silny i trochę się przestraszył? Czyżby wylądował w jakimś tajemniczym miejscu z dala od iluzji, od stereotypów?

Więc ja ukłonię się tobie kolego, uśmiechnę i szacunku blask z moich oczu niech do ciebie płynie.

wtorek, 9 listopada 2010

czepiaj się swoich słówek

Przejęzyczenia, a zwłaszcza te freudowskie najbardziej nas kręcą. O! Mam cię! Hihi! O czym to się myśli? Niby głęboko schowane a tu BUM! Wyskakuje, panoszy się, obnaża, bywa, że zawstydza.
Śmiejemy się… takie sobie smaczki językowe. Choć przecież nie goło_słowne.

Niby wiemy, że potknięcia języka coś znaczą, ale prawie zawsze albo ignorujemy, albo się śmiejemy, bo generalnie nie chcemy… ”przecież się przejęzyczyłam, no i o co ci chodzi, nie czepiaj się dobrze?!”, dodając kolejno wykrzykniki, jeśli komuś zachciałoby się nadal uparcie czegoś doszukiwać.

Dobrym WYJŚCIEM z sytuacji może być dobrowolne w nią WEJŚCIE i po pierwsze: szczypta luzu a po drugie dobra zabawa. Przejęzyczenia widzę jak pojawiające się dosłownie na chwilę szczeliny, tajemne przejścia w gładkim murze naszych życiowych budowli, nie do znalezienia, kiedy rozsądek, inteligencja, wiedza i kontrola trzymają straż. Chwila zaćmienia głowy, i proszę! jest przejście. Wchodzisz?
Czyli, co powiedziałaś? A gdyby wziąć to za dobrą monetę? Zaufać temu, co się „wymsknęło”? Kilka kroków w nieznane od eleganckiego murku, w każdej chwili możesz powrócić. Spróbuj. Nie przegap nadarzających się okazji. To trochę jak grzebanie na starym strychu – nie mów, że nic ciekawego tam nie ma. Albo mów. I… sprawdź po prostu. Może jest, może nie. Co ci szkodzi?

Czy to jest bezpieczne? W każdym razie chyba niedozwolone, jeśli tak sprytnie ukryte. Czyja to sprawka właściwie? Może nawet im człowiek starszy tym bardziej niedozwolone, co? Do skostnienia, lub do czasu. Aż się połapiesz, że nikt i nic nie może ci zabronić myszkowania po twoim własnym strychu, wyruszania w podróż w nieznane, mniej znane, doświadczania siebie, eksperymentowania, dowiadywania się, kim i jaki jesteś.

Czy to jest przydatne? Bardzo, bardzo! Serio, serio!

piątek, 5 listopada 2010

cieleśnie, bardzo cieleśnie

Temat jest zmysłowy, piątkowy i raczej późno wieczorny. Chodził mi po głowie od początku tygodnia. Doczekałam w końcu odpowiedniej chwili. Lubimy piątki? Lubimy, lubimy.

Chcę ci zaproponować tajemne spotkanie. Z samą sobą, z samym sobą. I to jakie? Absolutnie do wewnątrz swego ciała. Warunki, o jakie musisz zadbać są proste i łatwo osiągalne. Potrzebujesz piątkowego wieczoru – a on jest dzisiaj gwarantowany, w miarę jak Ziemia obracać się będzie w około słońca. Potrzebujesz łóżka, choć może i niekoniecznie, zakreślam po prostu pewne wygodne ramy. Zupełnie nie będzie przeszkadzać ci ktoś obok w łóżku, chociaż tym razem zajmiesz się sobą osobiście.

Kiedy już wylądujesz w powyższych warunkach brzegowych, zamiast zasnąć, czytać, gadać, czy  co tam jeszcze masz na myśli - zamknij oczy i odpłyń w głąb siebie. Do środka. Twoim pojazdem niech będzie myśl, skupienie i uwaga.
Przepłyń oddechem przez gardło, w dół do komnaty swego ciała. Otwórz oczy i przyjrzyj się sobie z tej pespektywy. Odwiedź serce, wątrobą, nerki, śledzionę, żołądek, płuca…
Bywasz tam czasem? Jest możliwe, że dawno cię nie widzieli. Może w ogóle nigdy tu nie byłaś? W tej sytuacji przedstaw się, kim jesteś i z jakiej odległej czy bliskiej krainy przybywasz.
Być może jest ciemno, ale zaraz, zaraz - wcale nie tak znowu cicho. Posiedź tam z nimi. Zobacz jak wszystko sprawnie działa. Robota wre! Pełną parą! To wszystko twoje, to wszystko dla ciebie. Popłyń krwią przez żyły i tętnice. Sprawdź czy flauta, czy wzburzone morze. Wparuj pod skórę, dotknij swoich mięśni, podskocz na tkance tłuszczowej. Jeśli zrobisz się odpowiednio malutki to nawet wskoczysz do komórki. Odwiedź najodleglejsze zakamarki tego królestwa. Zajrzyj do komnaty macicy – to opcjonalnie. Sprawdź, co dzieje się w jajnikach. Może jakaś o…owulacja? A może jezioro krwi? Odwiedzaj miejsca, które cię zawołają, zaproszą. Po prostu nasłuchuj i reaguj.

Ależ! Właśnie! Królewska wizyta. Może masz coś w darze? Dobry obyczaj wszak tego wymaga.

Śpieszę donieść, że twoja uwaga, troska, słuchanie i zwyczajne bycie to bezcenne, zdrowe dary, jakie tam właśnie zanosisz. Ale… gdybyś jeszcze chciała, w podzięce za to bezgraniczne oddanie, gdybyś jeszcze chciał w swej hojności coś więcej ofiarować. Proszę! Użyj wyobraźni. Weź kolor, smugę światła, strumyczek krystalicznej wody, strużkę ciepła, rześki powiew, może ogień, złoty pył i… zanieś, komu trzeba. Masz nieograniczoną paletę niezwykłych darów, a każdy najodpowiedniejszy, dla kogoś w tym królestwie wymarzony. Zwoje mózgowe chcą przewiewu wiatru? Sercu potrzeba koloru żółtego, kolanom oddechu, naczyniom włosowatym ciśnienia wody… a może komuś brak jest dotyku? Sprawdzaj i dawaj. I wiesz co? Nie musisz się spieszyć. Dzisiaj nie musisz zrobić wszystkiego.
Drogę już znasz.

środa, 27 października 2010

porada od mrówki

Bywa, że masz bardzo, bardzo dużo pracy. Ja od kilku dni tonę w papierach. W fakturach! Praca nie wymaga wysiłku intelektualnego, ale na pewno dużego skupienia i skrupulatności. Inaczej robię błędy, których wytropienie kosztuje mnie dodatkową energię i dodatkowe emocje. Wrrrr!!!!. Sytuacja nie jest niezwykła. Pochłonęły mnie obowiązki, związane z moją pierwszą pracą w agencji reklamowej. Póki więc nie stanie się drugą - zawalona robotą, trochę ją przyzoomuję.

Dodaję nowy element. Z metapozycji – czyli trochę jakbym obserwowała siebie z boku – przyglądam się, jakie warunki są dla mnie optymalne do wykonywania tej mrówczej wrr! pracy. Wprowadzam je i sprawdzam jak mi idzie i jak się z tym czuję. Otwarte czy zamknięte drzwi do pokoju? Muzyka włączona czy całkowita cisza? Krótkie, lecz częste przerwy, czy też praca „ciurkiem” ile dam radę a potem odpoczynek? Do tego poproszę jedną poradę od mrówki. Z jednej strony wszystko to wydaje się dość błahe, prawda? Często, bez większego zastanowienia umiemy zadbać o siebie osiągając względny komfort. Pomagają nam w tym nieocenione negatywne emocje, z których chcemy się wyswobodzić.

Powiedz mi, czy jednak nie jest tak, że doświadczając trudnych uczuć wcale nie robisz tej najprostszej w świecie rzeczy – nie dbasz wcale o siebie? Wkurzenie, irytacja czy złość skleja ci się z sytuacją, i rozlewa w nielubienie całego kontekstu? I wiesz, co? To też jest nawyk, automat. Pytanie, zatem: znielubić, a może nawet znienawidzić czy wprowadzić zmiany i…? Pamiętaj, chodzi o twoje życie! Nie wszystko u_da ci się porzucić. A co się da, to porzuć już dziś. Co z irytującą resztą?

Więc te dziecinne eksperymenty, zabawa „w lepiej, gdy ciepło czy lepiej, gdy zimno?” mogą ci pomóc odświeżyć nawyk odpowiedzialności za siebie. Tak, tak, to do tego prowadzi. Przy okazji – testując nowe sposoby – możesz sprawdzić, czy da radę zrobić coś więcej niż tylko osiągnąć względny komfort.

Dbanie o siebie warte jest zachodu.

Przypomina mi się takie powiedzenie „życie nie pieści, pieśćmy się sami”. Widzę w nim ziarno prawdy. Ty sam najlepiej umiesz zatroszczyć się o siebie, wszak jesteś ekspertką  do własnych potrzeb. To bardzo przyjemny obowiązek i twoja odpowiedzialność. Dojrzałość?
Stwarzaj sobie dobre warunki do życia: pracy, odpoczynku. Możesz się nawet pocoachować na tę okoliczność. Wprowadzaj zmiany. Testuj, modyfikuj, baw się. Życie będzie bardziej pieszczące i zdecydowanie mniej piszczące.

I teraz, chcę jeszcze słówko jedno, w sprawie recyklingu z poprzedniego wpisu. Wspomnieć o doświadczeniu, z którego wynika, że kiedy robimy rzeczy dla nas wartościowe, ważne, znaczące energii potrafi przybywać!

Życząc ci dobrego snu, pozostawiam pytanie: co ty na to, żeby całe życie było ważne, wartościowe i znaczące? We wszystkich swoich przejawach, tych spektakularnych i tych codziennych. Warte zachodu. Chcesz? Tak właśnie jest. Jestem pewna. Mrówka mi powiedziała.

wtorek, 19 października 2010

recykling

Wyobraź sobie, że dysponujesz konkretną ilością energii na wszystkie swoje aktywności. Powiedzmy, że masz na dzień i jakieś 100 jednostek energii. Zakładam, że jej ilość jest w pewien sposób skończona, jak skończony jest czas w ciągu dnia, od otwarcia oczu po zamknięcie ich znów do snu.

Każda twa aktywność: działanie, myślenie, mówienie czy czucie to – równocześnie - pobranie kawałka twojej energii. Zużywasz ją w ciągu doby: pobierasz – ubywa. Proste. Jeśli nie masz nic przeciwko możemy tak poeksperymentować. Wychodzą ciekawe rzeczy. Mam propozycję: zrób uważny spacer po swoim codziennym życiu. Poprzyglądaj się, na co zużywasz energię. Możesz na tym zakończyć to doświadczenie. Jestem pewna, że uszczknięcie z puli energii na taką właśnie zabawę będzie wartościowe.

Mam wszak jeszcze pewną wskazówkę. Jeśli chcesz. Podróżując uważnie po swoim dniu czy nocy rozejrzyj się, czego nie chcesz już podsycać własną energią. No i do dzieła. Odzyskuj cenne paliwo. Wybieraj, co zostaje, a co odchodzi.

Korzystam z tej wskazówki od jakiegoś czasu regularnie. Takie porządki w …? Nie wiem jak trafnie to nazwać. Wietrzenie głowy? Nie, to nie tylko to. Zbieram poutykaną po kątach energię. Przyglądam się skąd mogę ją odzyskać, z czego mogę już zrezygnować. Z czego wyrosłam, czego się nauczyłam, co przetransformowałam. Uczę się dokonywać świadomych wyborów, porzucać puste jak wydmuszki nawyki, które do niczego dobrego już się nie przydają, choć przez „bałaganiarstwo” zasilałam je swoją energią.

 W ten sposób rozstałam się z paleniem papierosów, oglądaniem telewizji, hołubieniem trudnych uczyć, dobijaniem się myślami… Dla mnie duży kaliber, chociaż… mam i większe działa. Przemilczę. A lista drobiazgów? Energia zbierana w kroplach? Caaaałe mnóstwo. Jest skąd zbierać i według mnie warto.

Po co odzyskuję energię? Bo jej potrzebuję, po prostu.  Zasilam nią nowe cele, nowe myśli, nowe zachowania, nowe uczucia. Wszystko to, co z uwagą – wartą życia – sama wybieram. I nawet, kiedy nie mam jasnego planu, jak spożytkować tę energię przekonałam się, że to dobry krok, aby coś nowego, wartościowego mogło się w życiu wydarzyć.

Wyjmuję energię ze starych sposobów funkcjonowania. Rozstaje się z nimi i w ten sposób tworzę miejsce na zupełnie nowe rzeczy we mnie. Wiem, że się pojawią, czekam spokojna. Z recyklingu mam przecież paliwo, które zasili rodzące się idee.

Doświadczam tego procesu namacalnie. Sprawdź czy będziesz mieć podobnie.


poniedziałek, 18 października 2010

ryś uszatek

Dawno, dawno temu mieszkał sobie w królestwie pewien książę. Wiesz, że to o tobie? Nie, no nie opowiadaj, przecież nie wiadomo. Taki sobie piękny książę. Nie gruby, nie chudy, nie nazbyt niski, nie nazbyt wysoki. W sam raz. I piękny był i mądry był w sam raz.

Familią królewicza rodzice wciąż byli, choć przecież lata temu z domu go już wyprawili. Dobrze się trzymała królewska rodziców para, lecz dawno wieści nawzajem o sobie nie miała. Sprawy jakieś... zbyt srogie?, tak się poróżnili, że Diworsowie dworscy wnet ich rozdzielili. Książę pielęgnował więc więzy rodzinne: wizytami – plastrami to u mamy, to u taty. Wracał ciastami – obładowany.

Najlepiej czuł się jednak we własnym królestwie książęcym. Od lat nic w nim nie zmieniał. Co podlewał to rosło, co zapomniał już uschło. Nic go tam nie zaskakiwało. Much nie lubił – nie wlatywały, zapachów obcych nie lubił – nie śmiały. Porządek (prawie) sam się utrzymywał. Ogień (prawie) sam w kominku się podrywał. Muzykę od lat książę miał wybraną – uznaną. A nowe różne filmy? Co tam masz? To dasz. Książę łaskawie oko królewskie zawiesi na 3D obrazku, do snu przed świtem do blasku.

Ukochanej książę nie miał. I ciągle tak powtarzał: a która to by mnie chciała, żadna by mnie nie kochała. Ale w to nie wierzcie. Chciały go piękne królewny, oj chciały. Starały się o niego, starały. I książę sam nie wierzył w te brednie, które mamrotał pod królewskim nosem. w lustrze ogromnym prężąc się, przeglądał się cały. Nic sobie nie zarzucał, nic sobie nie dokuczał. Uśmiechał się do siebie. Ależ jestem nie WSPANIAŁY!

Nie zdradziłam wam jeszcze, że w królewskim herbie złotem wytykany dzban pełen miłości był narysowany.

Zerkał książę, od czasu do czasu, na swój dzban herbowy. Ten prawdziwy, nienamalowany, po brzegi morza miłości pełny, złotem inkrustowany, muszelkami wysadzany. Tęsknym wzrokiem naczynie omiatał. Czule do niego przemawiał:
Ach, któraż to piękna istota swe usta w nim ze mną zamoczy. Z którąż to piękną królewną oddam się szaleństwu nocy. Z jakąż wybranką cudną ciebie dzielić będę? Kiedy przybędę? Co?! Książę się zakłopotał... zegarek poprawiał na znak niepoznaki, rym się wszak nie udał, wyszedł byle jaki!

Czas płynął, dni mijały, lata przepadały a dzban z miłości eliksirem nietknięty, wiecznie doskonały.

Książę czekał i czekał, cierpliwy był!? Nie do wytrzymania.

O! Lecz ty nie myśl sobie: od czasu do czasu zawrócił w sercu jakiejś białogłowie. Nie chciał nasz królewicz z wieczorami samotnymi się mierzyć, ale bardzo starannie, mocno się pilnował, żeby ani kropla ze złotego dzbana zastępczyni jakiejś nie była ofiarowana. Szczery był do bólu, kiedy tulił taką: nic ci dać nie mogę, uczciwość mą cnotą, a ciebie nie kocham, co poradzę na to? Lecz możesz być pewna, w herbie mym miłości dzban złoty – mam go mam, dam go dam! Lecz… która by mnie chciała, która ze mną wytrzymała…

Smutno w tym królestwie, tak wam powiem na końcu całej przypowiastki... dzbanek wciąż coś jęczy, że najprawdziwsza, jedyna, w gwiazdach zapisana, wyjątkowa to miłość będzie, nie do opisania................

środa, 13 października 2010

odwagi! daj się ponieść

Jeszcze nie pożegnałam się wcale z próbą przydybania kontroli w stanie jej puszczenia. Czy jeszcze walczę? Nie, ja się bawię. Wyobrażam to sobie jak układankę puzzle. Łapię w powietrzu mały element pasujący do całego obrazka, choć nie od razu wiem gdzie jego miejsce. Skąd do mnie lecą? Z różnych stron. Tym razem inspiracja prosto z wpisu na http://www.salesguru.pl/ o prostych rzeczach (w sprzedaży).

Odwaga. Wpada w moje ręce. To – zdaje się – musi być jakiś ważny element tej układanki. Dlaczego? Jeszcze tego nie wiem. Brzmi groźnie. Sprawdzę jak prosta może być odwaga, bo przecież na pierwszy rzut oka z prostotą mi się nie kojarzy.

Powracam do historii sprzed kilku lat. Oglądaliśmy razem zdjęcia z mojej podróży po Wenezueli. Emerytowany już wtedy nauczyciel geografii podziwiał na kolejnych slajdach urzekające piękno wenezuelskiej fauny i flory. Podzielał mój zachwyt w pełni. Jednak nurtowały go zupełnie inne kwestie:

To wy tak same pojechałyście? – tak, tak same;
We dwie tylko, na miesiąc i tak daleko? – we dwie i tak daleko;
I nic nie miałyście załatwione, żadnych noclegów, żadnego przewodnika? – nic a nic;
Same dziewczyny? – aha…
I wszystko to zobaczyłyście? Wszędzie tam byłyście? Dotarłyście? – no, stąd ta fura zdjęć;
Ależ ty jesteś odważna! – nie, nie, po prostu podjęłyśmy decyzję i pojechałyśmy!

Ten dialog przydarzył się nam podczas owego spotkania nie raz, nasączony jak gąbka uznaniem profesora dla naszej odwagi i moim poczuciem, że w tym odwagi specjalnej nie było. Jeśli pozwolisz tym razem pójdę na skróty, pominę wszystko inne a w zamian przytoczę to, co wtedy mnie olśniło, a teraz wraca z równą siłą:

Potrzebujesz tylko szczypty odwagi, do tego, aby podjąć decyzję, że właśnie zaczynasz. Tak naprawdę, to działanie ukierunkowane na twój cel jest kluczowe. Daj się ponieść przygodzie działania, realizowania kolejnych kroków planu, modyfikowania i ulepszania. Cokolwiek to jest, cokolwiek się wydarzy. Czyżby odwaga była skutkiem ubocznym tego procesu? Rodzi się niepostrzeżenie i częściej jest widziana oczami zewnętrznego obserwatora. Ty zaś celebrujesz życie, wkładając swoją energię w to, czym się właśnie zajmujesz.

Jeśli jest coś, co chcesz zrobić. Nie martw się czy starczy ci odwagi. Po prostu zacznij, zrób pierwszy krok. I czasami... daj się ponieść.


certyfikowana w Polskim Instytucie NLP - Master of NLP :))))

piątek, 8 października 2010

kuszenie

Wczoraj otworzyłam drzwi do tematu, który jest bardzo prosty a zarazem bardzo pogmatwany. Tak myślę. Już chcę zacząć tę opowieść, w moim ręku przecież sedno sprawy, czyżbym miała pod kontrolą puszczanie kontroli? Niemożliwe. Właśnie gubię się w gąszczu niejasności, złożoności. Znowu się wymknęła. Nie będę jej łapała. Zapraszam inne sposoby.

Co ty na to, żeby w ten przedweekendowy czas, pozwolić sobie na coś wyobrażeniowo - odprężającego? A przy tym pozbawionego kontroli? Będziemy puszczać i nie będziemy wiedzieć, co to dokładnie jest.(?) Zdamy się na intuicję, wyobraźnię, naszą nieświadomość. Ona będzie wiedziała, a my damy odpocząć naszej świadomości. Niech się tylko poprzygląda, co tutaj się będzie działo. Jak zechce może zapamiętać, jak nie zapamięta jeszcze lepiej.

Wiesz, mam ochotę powiedzieć do ciebie teraz żebyś zamknął oczy, usiadła wygodnie… i posłuchał…
Ale jak ty będziesz dalej czytała skoro masz do posłuchania.. słuchał skoro masz do przeczytania…co ja tu wyprawiam…

No to proszę, usiądź wygodnie i sobie trochę posłuchaj, trochę poczytaj i powyobrażaj. Głos mięknie, ścisza się. Możesz zaprosić siebie w ten świat. Zwróć uwagę na swój oddech, jaki jest teraz. Tak, w tej chwili, i nic z nim nie rób. Nie poprawiaj, nie reguluj, tylko zauważ, poczuj się przez chwilę od wewnątrz do wewnątrz. Podnieś głowę, już w wyobraźni i rozejrzyj się. Siedzisz sobie na drewnianym mostku. Wciągnij powietrze, rozchodzi się delikatny, choć specyficzny zapach bali, które latami przerzucone przez rzekę służą każdemu cierpliwie. Wokół duże drzewa. Stoją. Całkiem jest jeszcze zielono, choć przebija tu czy tam głęboki pąs na liściach. Widzisz słońce? Wiesz, że jest, bo czujesz ciepło na swoich plecach. W dole rzeka. Zapach wody jeszcze wplata się w zapachy, jakie do ciebie teraz docierają. Obok, na mostku stoi duży, wiklinowy kosz. W środku są różne rzeczy, ale ty nie wiesz, co tam jest, nie widzisz, wiklina gęsto utkana. Zanim sięgniesz ręką do środka kosza, spójrz na rzekę, list od wody wybrzmiewa, posłuchaj: przyjmę dzisiaj od ciebie 3 rzeczy, które zechcesz abym przyjęła. Cokolwiek do mnie wrzucisz, cokolwiek to będzie, zabiorę to od ciebie, przemienię łagodnie, przepłynę. Teraz, jeśli chcesz sięgnij do swego kosza. Nic nie wymyślaj, co chcesz rzece oddać, nie trudź głowy. Daj się intuicji, ona będzie wiedziała. Po prostu wymacaj ręką, co to jest, na co twa ręka natrafia, poczuj kształt i wyjmij. Spójrz. Jaki ma kolor, z czego jest zrobione, czy pachnie, czym jest lub co przypomina? Cokolwiek to jest właśnie jesteś gotowa, gotów, aby oddać to rzece. chlup! Spójrz jak płynie, odprowadź wzrokiem. Rzeka wie, co z tym zrobić. Może popłynie wartko, a może spocznie na dnie i tam łagodnie przeminie. Możesz sięgnąć do kosza i jeszcze dwa razy powtórzyć.

Rozejrzyj się. Jest ciepło i łagodnie. Siedzisz na mostku z bali, drzewa stoją zielone, wpatrzone. Weź głęboki oddech, poczuj zapach na języku jak smak. Otwórz oczy, tak, spójrz na mnie, hej, wiesz, właśnie zajęłaś się trzema sprawami. Jakimi? Nie wiesz? Nic nie szkodzi. Mniej masz na głowie. A i tak się zorientujesz, kiedy będzie czas. Rzeka je dla ciebie rozwiązuje. Twoja rzeka nieświadomości. Łagodnie i tak jak potrzebujesz, w twoim tempie.

Zrób sobie dzisiaj coś naprawdę przyjemnego, rozkosznego! Od_daj się intuicji………………..

czwartek, 7 października 2010

wszystko pod kontrolą

Zasada nr 3 – ucz się puszczania kontroli

Dlaczego nie napisałaś: zasada nr 3 - puść kontrolę? No, a wyobrażasz to sobie? Czyli co niby zrobić? Wstać od obiadu, popatrzeć po rodzinie i powiedzieć: od dzisiaj koniec, rzucam to wszystko! Albo wejść do pokoju managera i wykrzyczeć mu całą prawdę, jaki jest!

Ale tak na marginesie, chciałoby się czasami, co? Oj chciałoby się, wiem, wiem!

Puszczanie kontroli dość często kojarzy się z jakimś karkołomnym działaniem. Ostatnim aktem woli typu: podpalę swoje życie i zobaczę, co się stanie. Albo: skoczę sobie z mostu i bez kontroli ponapalam się chwilowym lataniem.

Puszczanie kontroli, ma wprawdzie w sobie zawarty akt naszej woli, ale i tak częściej wyobrażamy sobie dramatyczną jej utratę, jako utratę odpowiedzialności i pozostawienia spraw poza naszymi decyzjami i poza naszym wpływem. Brrrr!

Czy ktoś ma na to ochotę? Nie mówię, że nikt się nie znajdzie. Ja wszak się nie piszę!

Więc groźne dla życia przedsięwzięcie znalazło swojego wybawcę/oprawcę – pełną kontrolę.

Kontrolujemy wszystko wokół do tego stopnia, że nie zdajemy sobie z tego nawet sprawy. To ci dopiero utrata kontroli. Już nawet nie wiesz, że kontrolujesz!

Kojarzy mi się to z napinaniem mięśni brzucha. Czy wiesz, że dobrze jest dla twego zdrowia, aby brzuch nie był ciągle płaski, napięty i spięty? Wiesz o tym? Od czasu do czasu w ciągu dnia, w różnych okolicznościach połóż dłoń na swym brzuchu i sprawdź, w jakim jest stanie. Dowiesz się, jak często masz spięty brzuszek, choć o tym nawet nie wiesz. Ja odkryłam, że kiedy prowadzę samochód spinam brzuch, choć przecież wcale się nie boję. A kiedy jadę szybko, za szybko… to kamień…
Właściwie to odkryłam, że kiedy się koncentruję natychmiast jest spinka! Świadomie go wtedy rozluźniam, ale i tak, gdy tylko tracę czujność, hyc! brzuszek znów spięty.

Aaaa… o czym to ja w ogóle pisałam? Tak! Teraz już widzę wyraźnie powód, dla którego intuicyjnie porównałam kontrolę do napiętego brzucha.

Nauczyłyśmy się, że pełna kontrola to jeden z najlepszych sposób na udane życie, podobnie jak uwierzyliśmy, że płaski, twardy brzuch to ideał! Czyżby?

Będę kontynuowała temat, obiecuję! Mam nadziej poprzyglądać się, pomacać, i ponasłuchiwać jak to wygląda, o co w tym chodzi i co w trawie piszczy. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Puszczam się na żywioł!

znów jest nów, kres, dobry moment na puszczanie 

poniedziałek, 4 października 2010

miękkie lądowanie

Zasada nr 2 – pozwól sobie na zmianę (również) swego zdania


Jejku! Byłaś pewna, że wszystko wiesz w tej sprawie i kurcze!, że przemyślałeś to we wszystkie strony, i tyle lat tak właśnie robiłaś, i wierzyłeś, że tak ma być i basta…

Ocho! Co to? Nagle twoje zdanie drży w posadach! Czyżby groziła ci szansa zmiany zdania, sposobu działania? Tak w życiu czasem się wydarza. Przypominasz sobie?

Jeśli zmiana zdania to dla ciebie doświadczenie bolesne, smutne, niewygodne i …………………….
uzupełnij sobie, tak jak ci pasuje

możesz sprawdzić, dlaczego tak jest. Z czym ci się kojarzy „p o r z u c a n i e” własnego zdania. Specjalnie tak napisałam, ułatwiam ci zadanie, jak tylko potrafię. Te kłujące uczucia są w tobie, bo:

-…………………………
-…………………………
-…………………………

Potrzeba jeszcze linijek? Nie ograniczaj się, wyliczaj śmiało, co ci tam leży na wątrobie.
Im pełniejsza analiza, tym pełniejsza analiza.


Druga część zadania, jeśli masz ochotę. Strona mocy „zmiany zdania”.

Wyobraź sobie, że doświadczenie zmiany zdania jest dla ciebie przyjemne, radosne, komfortowe i …………………….
                          uzupełnij sobie, tak jak ci pasuje

możesz sprawdzić, kiedy tak się stanie. Z czym ci się kojarzy „p r z e o b r a ż a n i e” własnego zdania. Wiesz, dlaczego tak napisałam? Te miłe uczucia są w tobie, bo:

-…………………………
-…………………………
-…………………………
-…………………………

Znajdź tyle samo powodów i dodaj co najmniej jeden extra!


Sprawdź jak się z tym czujesz.  W razie czego zawsze możesz coś dodać. Wybierz, z której wolisz strony.

Dobranoc

sobota, 2 października 2010

bez trików i bez migania

Praktykujesz z powodzeniem swoje istnienie w świecie. Uczysz się słuchać siebie i innych ludzi. Robisz miejsce dla siebie, robisz miejsce dla innych. Możesz także doświadczać wymiany opinii i uczuć z innymi ludźmi w ważnych dla ciebie kwestiach.

A to kilka treningowych pytań dotyczących opisanego doświadczenia:

Co z tego dla mnie wynika?
Jaki efekt osiągam?
Jaką to przynosi mi korzyść?
Co jest dla mnie w tym trudnego?
Jak to znoszę? (uch, ciężko, bardzo ciężko)

To taki bilans zysków i czego? Właśnie, czego? Plusy – sprawa prosta – możesz je wzmacniać, rozwijać i cieszyć się, że są. A minusy? Cieszyć się? Jak myślisz?

Dzięki tym pytaniom i chwili coachingowej pracy nad odpowiedziami możesz odnaleźć w sobie obszary, które sygnalizują się minusami. I co z nimi? Do sądu i osądzić? A może dać im swoją uwagę, zadbać o nie i wesprzeć je? Co wybierasz?

Pan Dyskomfort. Pani Niewygoda. To dobre wskaźniki. Informatorzy, przewodniczki. Dowiadujesz się czegoś o sobie. Coś ci nie pasuje. Kiedy już wiesz, co to jest, możesz się o to zatroszczyć. W swoim tempie, tak jak ty potrzebujesz.

Na przykład ja – bo lubię coś o sobie wrzucić – kiedy piszę pracuję sama, w skupieniu. Tak jest dla mnie najlepiej. Nie dzielę się pomysłami, nie rozmawiam o nich. Siadam i piszę, czując jak niesie mnie moja wiedza, doświadczenie i intuicja. Czasem nawet jestem zaskoczona, gdzie mnie zaniosły drogie memu sercu trzy koleżanki. Jednak przydaje mi się twórcza rozmowa, kiedy już wszystko jest napisane, ba! Bywa nawet opublikowane. Czasem więc moje wpisy, ulegają metamorfozom. Dzięki spotkaniu z tobą. Bezcenne.

Zasada nr 2 - pozwól sobie na zmianę, również swego zdania

czwartek, 30 września 2010

triki i miganie się

Zobaczę jak długo uda mi się pomilczeć w sprawie wyobraźni. I przejść na drugą stronę rzeki - bardziej matematyczną, bardziej proceduralną, bardziej mierzalną? Wygłupiam się trochę, ale uwierz NLP to nie tylko wizje w wyobraźni.

Zasada nr 1 – szanuj swój opór, uczucia, zdanie.

dialog wewnętrzny wyrwany z mózgownicy przypadkowego przechodnia:

obojętne: nie będę się wtrącała, bo teraz to już mnie nie obchodzi,
zrezygnowane: kijem rzeki nie zawrócę,
szydercze: szef ma zawsze rację,
pomocowe: nie będę dalej komplikował i tak już dość jest zamącone,
lękowe: nic nie mówię, nie chcę kłopotów.

Znasz któryś z tych modeli? Może jakiś pominęłam? A widzisz trik? Jakie są sprytne?

Co to znaczy dla ciebie, kiedy słyszysz takie zdanie: „szanuj swój opór, uczucia”? Gdybyś miała przełożyć to na język działania, to co byś robił aby uszanować swoje zdania, uczucia, opory? Co konkretnie?

Aha…Możesz zaczynać, jak to mówią: droga wolna!

Rób sobie miejsce w przestrzeni swojego życia. Ogłaszaj światu, kim jesteś, co myślisz, czego pragniesz a czego nie chcesz. Masz do tego pełne prawo, dane ci na starcie. Ucz się siebie, zmieniaj się i daj się poznawać innym. Zapraszaj i dziękuj (w sensie odmawiaj, nie dziękuj, uch! To znaczy dziękuj, zawsze dobrze jest podziękować).

Cena? dys_KOMFORT nagości. Zyski? NIEZMIERZONE. Naukowcy mierzą i mierzą - ulotne szczęście.

Weź głęboki oddech. Tu jest mnóstwo przestrzeni, związków, darów, niespodzianek a ty właśnie się pokazałeś więc jesteś widoczny; otworzyłaś więc możesz przyjmować. Teraz wszystko może się zdarzyć. Świat już wie, czego ci potrzeba. Chcesz?

Zapytasz może czy będzie prościej, łatwiej? A co masz na myśli? Że cię nie zaboli, nie poruszy, nie oskubie z tego czy owego?  Nie wiem, chyba niekoniecznie. Ale może się okazać, że utracisz jedynie zbędny balast, którego dźwiganiem i tak już byłeś zmęczony.

Wzbogać świat o siebie, o swoje istnienie. Nic więcej, nic mniej. Weź głęboki oddech.

środa, 29 września 2010

zapalam świeczkę

Jestem córką Zofii, wnuczką Antoniny, prawnuczką Franciszki…

Koło czasu się obraca. Umarła moja babcia.

Jest cicho. Słychać tylko lekki wiatr. Zaczyna padać deszcz. Widzę niedużą polanę blisko miejsca, gdzie babcia Tosia spocznie. Pod wielkim drzewem, obok swego męża Józefa.
Przychodzą ci, którzy chcą. Z babcią związani więzami krwi, przygodą życia. Siadamy w kręgu a babcia jest razem z nami w samym środku. Śpiewamy wszyscy pieśń dla niej. Co śpiewamy? Aj! Sza! Chyba pastorałkę, bo ona lubiła pastorałki - taką o Wojtku, co biegał z workiem piasku. A potem jeszcze jedną pieśń, nie znam jej, ale szybko podchwytuję sercem melodię i słowa.

Robi się szaro, dzień już przygasa.

Chwila ciszy, skupienia. Ciocia Zosia, żona najstarszego syna babci zapala 13 świec. Otwiera nasze spotkanie. Teraz dla każdego jest chwila, kolejno, tak jak siedzimy. Każda dostaje swój czas wobec babci i gości aby  podzielić się ze wszystkimi tym, co jest w tej chwili do powiedzenia.
Jesteśmy różni. Widzę łzy spływające po policzkach i napięciem sparaliżowane ciała, widzę też miękkość i łagodność, niepokój i spokój. Jesteśmy różne.

Przychodzi moja kolej:
…Pamiętam nierówny podział pomiędzy wnuczęta groszków pomarańczowych, ze sklepu na krzyżówkach. Takie groszki to był rarytas. I babci miętówki? A może to dziadka były... Pamiętam picie mleka prosto z cycka krowiego i jak to niemiłosiernie łaskotało w język i z babcią to przecież było. Pamiętam jak babcia mieszkała z nami w Warszawie i jadła zamiast chleba wyłącznie białą bułkę, bo tak było zdrowo. I nie umiem na szydełku nic zrobić, ale babcia umiała. Na stole w salonie leży piękny obrus jej ręką robiony. Ten wielki dom ze swoją historią, przy rzece, Św. Antoni. Dwie córki? Moje ciocie, małe dziewczynki, które zmarły rozłożone chorobą. Babcię, której łamał się głos. Ostatnio ją przytulałam mocno, najmocniej. Babciu…Mój głos też się łamie, zostawiam tę chwilę na ciszę…

Przekazuję głos dalej.

Pierwszy cykl się domyka wraz z ostatnią osobą. Rozglądam się po twarzach. Wlała się w nie miłość. To takie proste. To widać. Jesteśmy różni? Czy aż tak bardzo?

Jesteśmy gotowi na spotkanie ze śmiercią, której dzisiaj, dzięki babci Tosi doświadczamy bez lęku.

Kiedy jest moja kolej, podchodzę blisko do trumny.
Wyciągam ręce. Babciu, jeśli chcesz dać mi wskazówkę, poradę, wyrazić prośbę, życzenie – przyjmuję ją i uszy nastawiam. Ja mam uszy rysia, a ten ryś w sercu moim zamieszkał. Przyjmę więc dar, który mi powiesz, prosto do serca.

Dostałam, przyjęłam, ukłoniłam się w podziękowaniu. Zapaliłam swoją świeczkę od 13 babcinych i postawiłam w kręgu na swoim miejscu. Usiadłam na swoim miejscu.

Drugi cykl się domyka wraz z ostatnią osobą. Rozglądam się po sercach. Wlała się w nie miłość. To takie proste. To widać. Jesteśmy różne? Czy aż tak bardzo?

Chowamy Antoninę w brzuchu Matki Ziemi. Obok jej męża, przy dużym drzewie, tak jak tego sobie życzyła. Jest ciemno, i cicho, wiatr i deszcz ustały. Czuję, że wiele tu przodkiń i wielu przodków jest z nami. Mam zziębniętą buzię.

A teraz? Biesiada na cześć naszej babci. Wiesz, co było do jedzenia? Gorąca zalewajka. Pewnie nie znasz takiej zupy. Jest pyszna, z ziemniakami i z grzybami. Potem smażona ryba z chlebem. I mnóstwo ciasta drożdżowego. Cuisine naszej babci. Buzia się rozgrzewa znów. Tańczymy, śpiewamy, jesteśmy. Długo w

Uhonorowaliśmy śmierć, wracamy do życia. Koło czasu się obraca.

Dziękuję Ci ciociu za zorganizowanie ceremonii pogrzebu Babci. Dziękuję za twą miłość, opiekę, wysiłek i oddanie.

Dziękuję Ci  również za poprowadzenie ceremonii w mej wyobraźni.

Z całego serca!

Joasia


wtorek, 28 września 2010

wygaś stare, odpal nowe

Mam taką jedną metaforę. Myślę o niej po cichu - metafora wytrych. Stworzyłam ją w trakcie pracy z klientką na sesji coachingowej i zakorzeniłam w sobie, żeby już zawsze ze mną została. Została i na dodatek pozwala się udoskonalać, cyzelować, szlifować, słowem plastycznie urabiać, dzięki czemu nieodwołalnie doceniam jej wartość i siłę. Do mnie samej przemawia ona we wszystkich swoich procentach, co ułatwia mi dzielenie się z innymi przekazem, jaki w sobie niesie.

Po cichu metafora wytrych, a na głos? Po imieniu: metafora ognisk.

Napomknę jeszcze – ściszonym głosem – jak to odbijałam się od zaleceń afirmowania życia. W wydaniu uproszczonym  powtarzania sobie samej, co dzień do lustra jak bardzo się kocham i doceniam.
Pamiętam poczucie sztuczności na samą myśl o tych rytuałach. Wszystko we mnie się jeżyło i tyle. Niedorzeczne, niepotrzebne, infantylne! I niby, do czego ma mnie to zaprowadzić? Co to za metoda? Co to w ogóle jest, do licha? Nie przejdzie mi to z resztą przez gardło. Wiem przecież jak się sprawy mają, siebie oszukiwać nie będę. Życie jest ciężkie, bardzo ciężkie a ja w nim wątła, bardzo wątła. Nic nie będę afirmowała, bo "jak nie ma, to nie ma" i trzeba prawdzie spojrzeć głęboko w oczy.

Minęło mało, wiele czasu. I dziś, noszę w sercu swoją metaforę o ogniskach, dzieląc się nią – w miarę możliwości w trafnym kontekście z klientami. W ogóle dzieląc się nią, gdy tylko nadarzy się okazja.

Wyobraź sobie dwa ogniska.

Jedno masz już od długiego czasu. Właściwie towarzyszy ci odkąd pamiętasz. Płonie nieustannie wysokim płomieniem, a ty – nieustannie – znajdujesz chrust, aby ogień buzował. Chapeau bas! Nikt nie ma tyle w tym doświadczenia, ile masz go ty. Z zamkniętymi oczami, na węch, na dotyk, na słuch znajdujesz „najlepsze” patyki. Nawyki, nawyki, nawyki.

Choć czasem jeszcze ten ogień grzeje, częściej jednak okropnie przypieka.
To jest ognisko na rzecz twego starego wzorca. Wzorca, który – masz już absolutną jasność – chcesz pożegnać, rozstać się z nim, by móc wprowadzić w swoim życiu dobre dla ciebie zmiany.

Chcesz zmiany?
Rozpalasz więc drugie ognisko. Ognisko na rzecz nowego wzorca. Dopiero zaczynasz przygodę. Zobacz. Szukasz nowych patyczków, patyków, szyszek, igliwia. Zdarza ci się znaleźć przemoczone do suchej nitki drewno. Potrzeba twego wysiłku, cierpliwości, radości, pomysłowości. Jeśli chcesz susz patyki na słońcu, jeśli potrzebujesz przeczekaj silny wiatr, wielką burzę. Rozpaliłaś dawno temu ogień? Hura! Już wiesz, że umiesz to robić.

Hej! Nie daj sie zwieść, że jedynie stary ogień jest prawdziwy, tylko dlatego, że nadal płonie wielkim płomieniem. Przestań dokładać chrust do starego wzorca, nie podsycaj go. Hej! Nie krąż dłużej w około tego ogniska, ciągle zamartwiając się, jakie duże ci urosło. Usiądź przy swoim małym, nowym płomyczku. Jest realny. Dbaj o niego, ucz się dbać, zmień nawyki, wrzucaj nowe patyki, skoncentruj się na swoim dziele, rozpalaj i

Myślałeś od zawsze: to się i tak źle skończy! –  stary patyk w starym ogniu
Myśl od teraz: ……………………………   – nowy patyk w nowym ogniu
Afirmacja? ;) to znaczy, wiesz, masz wybór...

Dobranoc

piątek, 24 września 2010

skok rysia i na rysicę :)

8 skype. Zaczyna się niewinnie, chwila rozmowy z kolegą z gór. Piszemy sobie, aż tu nagle pada zdanie: „ początki są najfajniejsze”.  Uuu, atrakcyjny kąsek, z punktu widzenia coach®ki. Wyostrza mi się uwaga, uszy rysia poruszają się niespokojnie. Dalej w rozmowie okazuje się, że po takich fajnych początkach, kolejny etap to „rzemiosło, czyli nic innego tylko nudaaaa…” Co się dziwisz? Czegóż tu się spodziewać, przecież role dawno obsadzone, kto jest fajny a kto nudny! Serce mi zabiło. A gdyby tak trochę drasnąć pazurem to zgrabniutkie przekonanie? A gdyby tak… przecież kolega mówił sam, że ciekawi go coaching i praca metodami nlp…

No to co? Chcesz? Proszę bardzo! Skok rysia! Kolega wpadł w serię pytań, chwilę się bronił – argumentując swoją pozycję. Poczuł w ciele dyskomfort wypadu w nieznane i za chwilę ekscytację  dokładnie z tego samego powodu. Poddany jeszcze został torturze przeformułowania, a przyciśnięty łapą do podłoża - stworzył piękne wspierające porównanie i ostatecznie się poddał. Z rozwianą głową po ataku rysia, podniósł się, rozejrzał i powiedział: „ej, podoba mi się to”. Tak w każdym razie ryś to usłyszał i tak sobie zapamiętał. Także, jeśli było inaczej, to kolego, pisz na skypa, szukaj rysia w polu!

"Rozćwiczenie" w pracy coachingowej bywa, że wymaga wysiłku. Jeśli lubisz chodzić po górach, przypomnij sobie wysiłek, jaki temu towarzyszy. Niejedną kroplę potu z nas wycisnął i niejednej satysfakcji dostarczył. Znajdź swoje porównanie.


Obgryzanie paznokci z poprzedniego wpisu. Że co?!

Miga pomarańczowa wiadomość na pasku. Oj, czułam, że ta sprawa nie przejdzie mi płazem.

Koleżanka drąży, wszak umysł ma analityczno - syntetyczny, słowem głowa nie od parady; zawód, jaki wykonuje jest ważny i poważny, do tego spoczywa na niej przywilej szerzenia oświaty na uniwersytetach, ma nieprzebrane pokłady humoru i umiejętność dystansowania się, i… wyliczać dalej? I co robi koleżanka? Nie zgadniecie!  Szuka swojej PA. No nie mogę, niektóre to nie wiedzą, kiedy przestać. Koszyk pełen prawdziwków, a ona nadal zbiera i zbiera ;).

Pada więc celne pytanie w moim kierunku: „droga koleżanko, jakąż to zaletę można odkryć w sobie, która sygnalizuje się obgryzaniem paznokci, hę?”
No, jaką? Nos rysicy się zmarszczył, oczy zmrużyła, mina kwaśna, łapą wierci dziurę w brzuchu. Drodzy moi, a skąd ja mam wiedzieć, to nie moja PA. Rysica pazurów nie obgryza, co najwyżej zwinnie schowa. Ale, ale, gdyby jednak…

Nasza bolączka, nasza pięta Achillesa, to początek poszukiwań. Jeśli więc tak się przydarzy, że zaczynasz od symptomu, (jakim jest na przykład obgryzania paznokci) możesz sprawdzić, co się pod tym zachowaniem kryje. Bo „coś” na pewno. Jakiego użyć narzędzia? Hmmm… może przeformułowanie w 6 krokach będzie tu pomocne? A dalej to już prosta droga, po sznurku instrukcji. Szukaj skarbu w polu!

Dobrego weekendu, pięknie świeci słońce!

środa, 22 września 2010

Szanuj swoje pięty

No i co teraz? Zgadniesz? Po prostu, zdejmij buty, skarpetki, przypatrz się. Podciągnij szkitę pod nos. I co? Zadbana pięta?
Jest taki bardzo dobry i tani krem pielęgnacyjny, do kupienia w aptece. Od tego można zacząć, plus ciepłe kąpiele dla stóp, sole, tarki, zdrapki, olejki, co tylko sobie wymarzysz.
A dalej będzie równie przyjemnie.

Szanuj swoje pięty, nie zapominając o piętach Achillesa! Te szanuj szczególnie, gdyż może się okazać, że taka PA to twój skarb, najprawdziwszy.

Jak to? Przecież to moja bolączka.

Zgadzam się, nie zaprzeczam, to twoja bolączka. Na razie. Niezależnie od tego czy ją czujesz, widzisz czy słyszysz. Czym jest? Nieumiejętnością, brakiem, przesadą, ograniczeniem, nawykiem, emocją niechcianą?

Sprawdź, swoje PA, jeśli masz ochotę, chyba warto. Nazwij ją po imieniu: gadulstwo, nerwy na wierzchu, sceptycyzm, rozkojarzenie, obgryzanie paznokci, strach przed..? Masz już?

To teraz, proszę, wcieranie dobrodziejskiego kremiku:
Wymyśl - użyj całej swojej wyobraźni - co najmniej trzy dobre rzeczy wynikające z twojej PA. Da się, da się, zaufaj sobie. Ok, pozwól najpierw przepłynąć po niebie tym wszystkim brzydkim barankom, które chętnie beczą, co z tego wynika niedobrego: BEEEE, BEEEE...
Już? Barany się przeliczyły? To wracamy.
Baw się jak dziecko, znów rozejrzyj się, rozruszaj wyobraźnię, zaufaj intuicji, pójdź za pierwszym skojarzeniem, rozwiń je, testuj, narysuj… co dobrego, co dobrego? To się da zrobić, wiesz? Bo jeśli tylko masz swoją indywidualną PA, to znaczy, że to zgrubiała lub nadmiernie cienka wersja twojej, bardzo twojej - mocnej strony. Ukryta sprytnie w pięcie.

Jeśli więc masz piętę Achillesa – masz talent! Wydobądź go na światło dzienne. I zacznij rozwijać. Myślisz, że warto?
W tak zwanym między czasie troszcz się o pięty. Ładnie wyglądają, zadbane.

PA PA

a jeśli nie idzie ci samej, masz mnie do pomocy, na sesji coachingowej :)

wtorek, 21 września 2010

racja to tylko stacja, nie wysiadam tu

Jedziemy. Tylko obadam sytuację: czy jesteś przed, a może w takcie procesu poszukiwania intencji, czy też wpadłeś cyklonowi w oko, gdzie żadna już nie wie od czego się wszystko zaczęło, a on to plecie głupoty, a ktosia zapamiętała to zuupeełnie inaczej, a on mówi nieprawdę, tak! Kłamie! I szlag cię trafia i wkurza cię, i ręce ci opadają, że taki ten świat jest... postawiony na głowie. Uwielbiam te czarne scenariusze.

INTENCJE, jak się o nich dowiedzieć, kiedy z reguły wymiana zdań nie zahacza o nie wprost, a walka toczy się na…no dobra, dobra ;)

Po pierwsze i najważniejsze świadomie nastaw się na ich poszukiwanie i wsłuchuj się pod tym właśnie kątem w wypowiedź. Włącz swoją uwagę i kieruj ją do rozmówcy poprzez pytania: „co jest dla ciebie w tym ważne, najważniejsze? Na czym ci zależy, kiedy tak mówisz, robisz? Czego potrzebujesz, i czego byś chciała, kiedy tak mówisz, robisz?” Realnie skupisz się na drugiej osobie, bardziej niż na sobie i w końcu ją usłyszysz. Nabierzesz praktyki i po pewnym czasie twoja uwaga automatycznie będzie przełączać się na taki odbiór. Zaczniesz dostrajać się nieświadomie a pozytywne efekty takiego podejścia poczujesz nie tylko w ciele, gwarantowana sprawa.

Powiem szczerze, że wiele lat słyszałam hasło „umiejętność słuchania” i tak naprawdę, tak z ręką na sercu to nie miałam pojęcia, o co właściwie chodzi? Uszy masz? Mam. Rozumiesz język? Rozumiem. Nie mówisz w trakcie, kiedy ktoś mówi? Nie mówię, no… staram się przynajmniej, choć nie jest to łatwe, bo wiesz, przecież mam rację a on się myli. No to słucham... chyba?... ale na pewno przekonuję... czułam się strasznie „obciachowo”, żeby się dopytywać, o co chodzi z tym słuchaniem?

„Umiejętność słuchania” napełniła się dla mnie głębokim sensem dopiero, kiedy zaczynam nabywać tę umiejętność i doświadczam prawdziwego słuchania. Moim zdaniem to nie jest proste. Ups! Ograniczające przekonanie, którego jestem wyznawczynią, dlatego idzie mi …po…wo…lu…tku… Coś z tym zrobię w końcu, bo widzę :), że słuchanie to genialne narzędzie. Reguluje komunikację, czyniąc ją efektywną dla wszystkich stron.

Choć, uwaga! Szykuje się strata. Kosztem może być porzucenie własnej racji. Gotów?

Prawdziwe słuchanie umożliwi ci zobaczenie - poprzez intencje - wspólnego celu, o ile taki jest. Wtedy racja odpada, jak uschnięta gałązka i rośnie zupełnie nowy, żywy, wspólny dla stron - młody pęd, który naPĘDza energię, radość, twórczość i zaufanie do świata.
Możesz wybrać, czy wolisz udowadniać i chronić swoją rację w świecie - oko cyklonu już łypie na ciebie, czy udrożnić komunikację, odnajdywać ludzi, wspólne cele i działać na ich rzecz.

Nie broń, nie walcz, nie rań. Słuchaj, to najszersza i zarazem najkrótsza droga do dogadania się, lub rozejścia każda w swoją, dobrą stronę.


dobranoc

poniedziałek, 20 września 2010

Kłótnia o rację, do której w ogóle nie doszło!

Znów mam ochotę coś ci sprzedać na stronie, zamiast trzymać się „tematów”. To jak fruwanie na karuzeli. Jak się tak będę co i rusz puszczała to w końcu spadnę! Nie, dobra, żart, w sumie czy się puszczam czy nie, i tak cały czas się mieszczę! Magia życia i zawsze mnie to zaskakuje!

Dużo osób podpowiada, że konsekwencja jest ważna i zbieram życzenia „wytrwałości, wytrwałości i wytrwałości”. Dziękuję. Czuję wagę tych życzeń, bo mój blog to nie diariusz przecież. Będę się posiłkować wczorajszym ugotowanym obiadem, kłótnią, filmem, rozmową, spotkaniem, kwiatami J jednak tylko wtedy, jeśli one podpowiedzą mi, naprowadzą mnie na cenną myśl, którą z tobą się podzielę.

Osobiście uważam, że niemal każde doświadczenie można zgłębić i „zzoomować” z pożytkiem dla siebie i to napawa mnie optymizmem, kiedy myślę o tym projekcie i oceanie zdarzeń i doświadczeń J.
Wsparta wygodnie i bezpiecznie o ścianę mojej ułomności: widzenia tylko cząstki wszystkiego, ufam, że historie te będą się rozwijać, odkrywać w swoim tempie i czasie, pozwalając tobie i mnie wzrastać.

Ok. to teraz wypruwanie niteczki z tkaniny. Bo już się nie mogę doczekać. Wypruję, a potem niech wróci na swe miejsce. Takie mam życzenie. Niech tak się stanie. W tym świecie to jest możliwe!

Historia dzisiaj będzie ekspresowa, z ciągiem dalszym jutro :)

Kłótnia o rację, do której w ogóle nie doszło!
Doświadczyłam dzisiaj na własnej skórze POTĘGI „poznania intencji” mojej rozmówczyni. Nie waham się użyć tego słowa. Uśmiecha mi się buzia, kiedy widzę, ile z tego dobrego rodzi się dla świata.

Zanim więc zaczniesz czuć się zaatakowana, przyparty do muru, zanim zaczniesz tłumaczyć swoje racje, bronić ich, walczyć o nie, bić się o nie… aj, aj, aj! Sprawdź intencje swoje i swego rozmówcy. Może się zdarzyć coś… niespodziewanego. Bardzo przyjemnego. Też! ;)

do jutra!

sobota, 18 września 2010

ani z marsa, ani z wenus, dobra? proszę cię, błagam :)

Napomknęłam o tym na samym krańcu jednego z postów. Rozmawiam wszak z pierwszymi moimi czytelniczkami - nauczycielami i czuję, że warto abym użyła jednego posta – więc biorę go – by opowiedzieć ci – zwięźle – co robię z rodzajami „żeńskim” i „męskim” pisząc swoje teksty.

Robię po swojemu. Mieszam końcówki, kiedy zwracam się do ciebie, lub do was razem. Działam z serca, po prostu. Wiem, że kobieta, przyzwyczaiła się, że kiedy czyta „mogliście” jest w grupie mieszanej i o nic się nie potyka. Widzę też, że ta sama kobieta, kiedy czyta: „mogłyście” odczuwa w sercu troskę o męskiego czytelnika. Rozumiem ją. Też się chcę o niego troszczyć. I o nią również J. I mam tu swoje założenie, że kiedy piszę „ –liście” to dla mężczyzn, a kiedy „– łyście” to dla kobiet. Dbam o równowagę, pisząc raz tak, raz tak, nieprzyporządkowując rodzaju do treści. Im swobodniej wychodzi mi korzystanie z tej reguły, tym w lepszym jestem humorze :).

Jeśli masz ochotę zapomnij o zasadzie, jaka panuje (sic!) w naszym języku. Spójrz w nowy sposób.

Jesteś kobietą - czuj się tak samo ważna w swych kobiecych końcówkach jak mężczyzna drogi twemu sercu.

Jesteś mężczyzną, czuj się tak samo ważny w swych męskich końcówkach jak kobieta bliska twemu sercu.

Ty mężczyzno masz dobrą okazję, żeby poczuć jak to jest, kiedy czytając tekst skierowany także do ciebie na_potykasz także żeńską końcówkę.

Ty kobieto masz dobrą okazję, żeby poczuć jak to jest, kiedy czytając tekst skierowany także do ciebie stajesz się widziana, odrębna.

Wzajemnie nie tracimy z oczu swojej obecności. Przepraszam,  z języka :), ale to ułatwia oczom.
Widzisz? Czujesz? Słyszysz? Jesteśmy tu razem: kobiety i mężczyźni. To jest baaardzo przyjemne. To rodzi również moje zaufanie, kiedy na poziomie języka zauważamy się nawzajem. O to mi chodzi. Robię to na swój sposób, tak jak mi podpowiada moja „dziewczynkowa” wyobraźnia. Jej się posłuchałam i eksperymentuję. Ani radykalnie, ani małostkowo, ani odważnie, ani głupio.

Zapraszam cię do tej przygody. Dziewczyny i chłopaków!  

ps.dokończ poniższe zdanie:

Kiedy stykam się z czymś pierwszy raz .................................................

A teraz sprawdź, bo wiesz już jak, czy to przekonanie służy ci, czy też ogranicza cię.
W porządku, może zostać? Czy do zmiany?

Dobranoc obojgu płci. Na ziemi.