Upalny, wakacyjny poranek. Jesteśmy w piątkę: trzy przyjaciółki, jeden przyjaciel, w tym jedna para, malutka córeczka pary i psica. Mężczyzna krząta się po kuchni. Szykuje śniadanie. Wcale nie od święta.
Gadamy.
- Wiecie jaka jest żeńska forma słowa chirurg? – pyta nas Marta.
Konsternacja. Próbujemy wymyślić odpowiednią formę, ale słowa grzęzną na mieliźnie. Nic się nie daje ulepić. Chirurg…chirurga? Niepewne próby, dużo zabawy. Już w trakcie mówienia, słyszymy, że nie trafiamy w tę dobrą formę.
- Mieliśmy podobnie – opowiada dalej Marta, przytaczając rozmowę ze swoim mężem chirurgiem i znajomymi – zadaliśmy sobie takie pytanie i nie będąc pewnymi poprawnej formy ani nawet nie będąc pewnymi jej istnienia zajrzeliśmy do słownika. I było! Uwaga! Chirurgica i chirurżka.
- Cooo? Chirurgica? Chirurżka? - nasze niewyraźne miny mówiły wszystko.
Na marginesie, słownik w wordzie oczywiście też nie zna tych słów. Natomiast wie, że nazwę word należy poprawić i zapisać dużą literą.
- Chirurgica? Kto to wymyślił/a, przecież to brzmi obraźliwie – takie były pierwsze konstatacje – nie chcę nigdy trafić pod nóż chirurgicy, mowy nie ma!
Za to drugie określenie zaczynało się nam podobać.
Moje odczucia były podobne. Chirurżka przypadła mi do gustu. No i znam tak brzmiące wyrazy. Oczywiście nie chodzi tu o zbieżne znaczenia. Raczej o fakt, że język polski pięknie szeleści i zgrzyta, proszę: różdżka, wróżka, różki, strużka. W takim otoczeniu chirurżka nie brzmi wcale egzotycznie, czy dziwacznie ale swojsko. Chirurgica, która nikomu z nas nie przypadła do uszu też ma swoją rodzinę dźwiękową: diablica, iglica. Plątanie się znaczeń utrudniało bezproblemowe przyjęcie chirurgicy do swojego słownika.
A Ty? – pada pytanie – używasz żeńskich odmian zawodów?
Oczywiście – odparłam – od wielu lat. Jestem z nimi osłuchana, brzmią dla mnie naturalnie, bo stały się częścią mojego świata. Psycholożki, biolożki, adwokatki, kierowniczki, radczynie prawne, naukowczynie idą biodro w biodro z pielęgniarkami, sprzątaczkami, nauczycielkami, gospodyniami, kucharkami.
A kierowca? – spytała Marta.
Kierowczyni, rzecz jasna – odpowiedziałam bez wahania i uśmiechnęłam się.
Słownik wordowy podkreśla słowa niestosowne. A to biolożka mu nie pasuje, a to naukowczyni, a to kierowczyni. Mój tekst jest dla niego co najwyżej słabą klasówką z dyktanda. Czy zatem word obnaża moją niewiedzę, czy swoją? Przy okazji odzwierciedlając naszą genderową kondycję? Nie znamy żeńskich odpowiedników nazw zawodów a nawet te znane kłują nas w uszy, bo nie często przewijają się przez język. Nawykowo (jaka jest właściwie przyczyna?) ustawimy się w rzędzie obok pani dyrektor, pani doktor, pani psycholog, pani adwokat, czy radcy prawnego. Dodamy tę „panią”, a zawód niech już lepiej brzmi poważnie, nie? Przecież w naszym języku brzmi to tak naturalnie. Inaczej ma się sprawa z… weźmy na przykład pielęgniarkę i panią pielęgniarz? A co powiecie na sprzątaczkę i panią sprzątacz? Wpadły wam kiedykolwiek takie określenie w uszy? Za to gospodyni i gospodarz brzmią dumnie i pięknie, prawda? A kto jest lepszy kucharka czy kucharz? W restauracjach więcej jest kobiet szefów kuchni, czy szefowych? I na koniec: prezydent i …? prostytutka i …?
Wracamy do rozmowy przy śniadaniu.
- Tak, używam – rozkręciłam się – przechodziłam oczywiście etap "zgrzytania", czyli osłuchiwania się z nowymi słowami w moim słowniku. Praktyka w ich stosowaniu czyni je w końcu typowymi. Teraz bardzo je lubię. Przez język do serca i głowy! Kiedy zmieniasz język jakim się posługujesz, zmieniasz też widzenie świata, który cię otacza. To jeden z możliwych elementów zmiany.
– A dla mnie, to może być trochę komplikowanie spraw. Kiedy mówię adwokat czy chirurg to myślę ogólnie, wcale nie o mężczyźnie i wyrażam szacunek – dodał Richie.
- Richie, właśnie w tym rzecz. Na tym to polega. Używasz męskiej formy a odczucie masz takie, że to forma ogólna. Czemu tak jest? Ten sposób widzenia świata, głęboko wrósł w nasz język. Kiedyś tylko mężczyźni mieli prawo i przywilej wykonywania wielu profesji. Wszystkich płatnych? Stąd takie „naturalne” odczucia. W naszym świecie nadal wychodzi na to, że aby utrzymać rangę zawodu i szacunek najlepiej trzymać się męskiej formy. Ja chcę to zmieniać!
Riche postanowił przeprowadzić badania środowiskowe na berlińskiej uczelni, na której pracuje. W języku niemieckim podobnie jak w polskim istnieją żeńskie formy określające zawody. Ciekawe w jakim stopniu są w użyciu. Jak to wygląda w języku formalnym i potocznym. Czy ktoś o to zabiega?
Język jakiego używamy nie tylko opowiada o naszych życiowych postawach, wzajemnych relacjach, ale też z ogromną siłą wpływa na nie. Niezależnie od tego czy robi to w sposób dramatyczny, czy też subtelny, mniej widoczny. Nawet jeśli coś wydaje się naturalne, warto przyglądać się, poddawać w wątpliwość, no i zmieniać dla dobra wszystkich. Wiele już w naszej historii odkręciliśmy „pozornie naturalnych kwestii”. I wymaga to trudu. I bywa skomplikowane. Ale jest możliwe, warte zachodu i wschodu.
Śniadanie na tarasie prawie gotowe. Myślę o naszej piątce, krzątającej się wokół stołu. Nawet psica się krzątała, wścibiając swój duży nos w nasze sprawy. Lubimy się bardzo. W różnych konfiguracjach również bardzo kochamy. Nasz wzajemny szacunek do siebie jest naturalny. Słychać to w języku. Nie przeszkadza nam również fakt, że powszechnie używamy na przykład liczby mnogiej preferującej przecież rodzaj męski.
Mimo wszystko jestem orędowniczką wprowadzania żeńskich końcówek. I osłuchiwania się z nimi od najmłodszych lat, w domu, w przedszkolu, w szkole. Tak, żeby wrosły sobie w nasz język. I tworzyły wspólną przestrzeń równej różnorodności. To rodzi szacunek, naturalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz